piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział dwudziesty pierwszy

Te dwa dni do ślubu minęły nam nijak. Cały czas spędzaliśmy razem.
Tak więc, dziś ślub. Coś czuję, że tym razem wyjdzie. Kiedy ponownie szliśmy z tatą w stronę Nialla, nie odezwałam się ani słowem. Bałam się, że znów coś wykrakam.
Kiedy doszliśmy do Nialla, chłopak chwycił moją dłoń i uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech. Kiedy Niall wypowiedział słowo 'tak', ksiądz powiedział;
- A teraz możecie się pocałowac.
Niall dotknął swoimi ustami moich. To był najszczęśliwszy dzień mojego życia. Nic się nie stało. Teraz ja i Niall byliśmy oficjalnie małżeństwem.
Poszłam na górę się przebrac. Założyłam fioletową sukienkę Vero Moda i wróciłam na dół do gości. Wszyscy po kolei podchodzili do mnie i składali najszczersze życzenia zdrowia i szczęścia. Rodziny Nialla nie było. Niestety nie mogli przyjechac.
W pewnym momencie podeszła do nas Annie razem ze Stefano. Odruchowo się cofnęłam, ciągnąc za sobą Nialla.
- Spokojnie, Car - powiedziała Annie. - Stefano nic wam nie zrobi. Chciał wam coś powiedziec.
- Bardzo was przepraszam - powiedział. - Nie wiem dlaczego zgodziłem się na propozycję twojej mamy, Carmen. Tak na prawdę nie czuję do ciebie nic więcej oprócz przyjaźni. Tak na prawdę kocham Annie i to się nigdy nie zmieni. Niall, ciebie chciałem jeszcze bardziej przeprosic. Nie powinienem był tego robic. Chcę waszego szczęścia. Przepraszam.
- Nie ma sprawy - odpowiedział Niall.
Wszyscy przez całe wesele świetnie się bawiliśmy.
- Patrz, to Olivia i Chris? - spytałam Blondyna.
- Tak. To Olivia i Chris.
- Czemu mi nie powiedziałeś, że oni są parą?
- Bo sam się dopiero dowiedziałem.
No więc tak, Olivia jest z Chrisem, Annie ze Stefano, Cornelia z Peterem, Zayn z Melannie... Zaraz, zaraz. Co?! Zayn z Melannie? Tak i właśnie idą w naszą stronę.
- No to szczęścia wam życzymy - uśmiechnęli się.
- I wzajemnie - odpowiedzieliśmy.

------------------------------------
Wiem, że obiecywałam, że będzie dużo rozdziałów, ale jakoś nie pasuje mi ten blog. Wiem, zepsułam go całkowicie.
Więc to był ostatni rozdział. Dziękuję wszystkim, którzy czytali tego bloga. Jesteście cudowni ;*
Szczęśliwego roku szkolnego i samych dobrych ocen :)
Papa ;* 

Rozdział dwudziesty

Następnego dnia, gdy się obudziłam, zobaczyłam twarz Nialla pokrytą łzami. Cieszyłam się, że wrócił już do domu, ale martwiłam się, bo płakał, co rzadko się zdarzało.
- Co się stało? - zapytałam.
- Caroline - odpowiedział płacząc.
- Co z nią?
- Nigdzie jej nie ma. Ktoś musiał się włamac do domu, jak spaliście i ją porwac. Kiedy Louis i Liam pojechali po mnie, Harry i Zayn zostali, żeby jej poszukac. Ale jej nie znaleźli.
- Czemu mnie nie obudzili? Przecież to moja córka.
- Nie chcieli cię martwic. Sądzili, że ona jest tu gdzieś w domu, że może zapomnieli przełożyc ją z wózka do łóżeczka. W domu nie ma nawet wózka.
Ja też zaczęłam płakac.
- Czy to znaczy, że nigdy jej nie odzyskamy? - spytałam ze łzami w oczach.
- Odzyskamy ją, skarbie, odzyskamy - odpowiedział. - Nie martw się.
- Ale co zrobimy, skoro nie ma jej nigdzie?
- Pójdziemy na policję.
- A jak ta osoba jej coś zrobiła?
- Nie zrobiła jej nic. Nie opowiadaj bzdur.
Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Szybko zbiegłam na dół i je otworzyłam. Moje szczęście stanęło tuż przede mną. Rzuciłam się Melannie na szyję.
- Dziękuję - szepnęłam przez łzy, tym razem łzy szczęścia.
- Nie dziękuj. Chłopcy zostawili ją wczoraj u taty i jak widac, zapomnieli o tym - zaśmiała się.
Usłyszałam samochód parkujący obok domu. Po chwili w furtce pojawili się Christopher i Charlie.
- Cześc - uśmiechnęli się.
- O, widzę, że znaleźliście malutką - zauważył Charlie.
- Tak - uśmiechnęłam się.
- Mówiłem mu, że ją znajdziecie, ale nalegał, żebyśmy wam pomogli. Nie miałem wyjścia - zaśmiał się Christopher.
- Jest Niall? - spytał Charlie.
- Niall! - zawołałam. - Koledzy do ciebie!
Usłyszałam kroki na schodach i po chwili obok nas pojawił się mój ukochany.
- Cześc chłopaki - uśmiechnął się na ich widok. - Proszę, wejdźcie.
Chłopcy weszli i cała trójka poszła do salonu.
- To ja będę leciała - powiedziała Melannie. - Uważaj na małą. Pa.
- Pa - odpowiedziałam.
Wyjęłam Caroline z wózeczka i poszłam do chłopaków. Gdy rozmawialiśmy, podszedł do mnie Lou.
- Carmen - powiedział smutnym głosem.
Od razu oddałam Caroline Niallowi i wstałam.
- Coś się stało? - zapytałam nerwowym głosem.
- Za dwa dni ślub! - krzyknął z radością.
- Co?!
- No. Załatwiliśmy z chłopakami ochroniarzy. Będą pilnowac, żeby nikomu nic się nie stało. A zwłaszcza tobie i Niallowi.
- Nie musieliście - wtrącił Niall.
- Ale nie chcemy, żeby coś wam się stało. Powiadomiliśmy już wszystkich gości. Na szczęście nikt jeszcze nie wrócił do domu.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyc.
- Hejka - uśmiechnęła się Olivia. - Słyszałam, że za dwa dni macie ślub. Mam nadzieję, że nic się tym razem nie stanie.
- Nie - odpowiedziałam. - Lou załatwił ochroniarzy. Na pewno nic się nie stanie.
- Hej, sorki, że przeszkadzam - powiedział Christopher, który akurat do nas podszedł.
Zapatrzył się na Olivię, a ona na niego. Uuu, coś się kroiło. Nagle się ocknął i powiedział;
- Niall pyta czy idziesz z nami do parku.
- Jasne - odpowiedziałam. - A skoro o Niallu mowa, muszę z nim pogadac.
Poszłam do pokoju, a gdy wróciłam, Christopher pytał Olivii;
- Hej, może pójdziesz z nami?
- Nie chcę się narzucac - odpowiedziała.
- Nie narzucasz się - wtrąciłam. - Ja też chciałam cię o to zapytac.
- Okey.
W parku wszyscy się świetnie bawiliśmy. Chłopcy z zespołu cały czas się wygłupiali. Charlie i ja tylko się z nich śmialiśmy. Caroline była z Peterem i Cornelią. Olivia nie przestawała rozmawiac z Christopherem. Coś z tego będzie, na pewno.

-------------------------------------
Wiem, wiem. Nie jest to długi rozdział, ale trudno się mówi. W napisaniu go pomogła mi przyjaciółka z wakacji. To dzięki niej ten blog jest, jaki jest. Dzięki niej w ogóle istnieje.
Tak więc dziękuję jej za to wszystko.

środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział dziewiętnasty

Rano obudził mnie Lou. Założyłam różowe rurki, białą bluzkę i białe converse. Zeszłam na dół i zjadłam śniadanie. Miałam ochotę pójśc do szpitala i siedziec przy moim ukochanym przez cały dzień. Wiedziałam jednak, że nie mogę. Chłopcy obiecali, że zaopiekują się Caroline.
Louis podwiózł mnie pod restaurację, w której miałam pracowac. Nie wiedziałam po co była mi ta praca, ale skoro chłopcy mi ją załatwili, to nie miałam wyjścia. Weszłam do środka razem z Brunetem.
- Dzień dobry - przywitał się młody mężczyzna. - Czy mogę w czymś pomóc?
- Właściwie to przyprowadziłem nową pracownicę - powiedział Lou. - Byłem tutaj niedawno i mówiłem, że znajoma szuka pracy.
- Ach tak. Już idę po szefa.
Mężczyzna odszedł.
- Wiesz, mam stracha - powiedziałam do Bruneta.
- Nie bój się. - uspokoił mnie Lou. - Właściwie to tą pracę masz tylko na czas jak Nialla nie będzie w domu przez dłuższy czas, to żebyś coś robiła, żeby to tak wolno ci nie leciało.
- Czyli jak Niall wyjdzie to mogę przestac pracowac tutaj?
- Tak, jak najbardziej.
- Dzięki, Louis. Za wszystko.
Przytuliłam się do niego. Po chwili szef podszedł do nas.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Dzień dobry - odpowiedział szef.
Lou poszedł do domu, a ja zostałam. Szef wyjaśnił mi wszystko. Nawet dobrze mi szło. Dostałam pochwałę od niego za dobrą pracę. Ale cały czas myślałam o Niallu.
Po pracy poszłam do niego do szpitala. Wiedziałam, że powinnam zadzwonic do Louisa, aby po mnie przyjechał, ale nie chciałam czekac ani chwili dłużej.
W szpitalu zobaczyłam, że chłopcy siedzą obok Nialla, a przy nich stoi wózek. Powoli weszłam do pokoju.
- Niall - powiedziałam powoli.
- Carmen - ucieszył się Blondyn.
- Jak się czujesz?
- Świetnie. Lekarze mówią, że jutro wyjdę.
- To cudownie.
- A ty?
- Dobrze.
Usiadłam obok niego. Spojrzałam na chłopaków.
- Przepraszam, Louis, że nie zadzwoniłam, żebyś po mnie przyjechał, ale chciałam czym prędzej zobaczyc Nialla - powiedziałam.
- Ja rozumiem - uśmiechnął się.

-------------------------------------
Może na początek wyjaśnię.
Długo nie pisałam, bo szczerze mówiąc... Zakochana jestem. Oczywiście wiem, że to tylko wakacyjna miłośc i że byc może więcej go nie spotkam, ale cóż. Trudno się mówi.
Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale nie umiałam wymyślic nic więcej.
Blog chyba zakończy się na rozdziale 20 albo 20 którymś. Mi wydaje się trochę nudne to co piszę. Mam wrażenie, że nikt tego nie czyta, więc nie warto się męczyc dla siebie samej.
Jeszcze raz PRZEPRASZAM. 

środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział osiemnasty

Kiedy karetka zabrała Nialla, ja jeszcze długo płakałam, wtulona w Lou. Nie mogłam uwierzyc w to, co się stało. To był szok. Teraz miałam ochotę wyżyc się na Stefano. Mama na pewno nakłoniła Stefano, żeby spróbował mnie poderwac, żebym poślubiła jego zamiast Nialla. A że poszło nie po jej myśli, to postanowiła, że chłopak pobije mojego ukochanego.
Louis cały czas mnie pocieszał. Zresztą, Liam, Zayn, Harry, Mel, Karolina, Melannie, Cornelia, Peter i Olivia też. Oni mogą się nazwac moimi przyjaciółmi.
Goście jeszcze się nie rozeszli. Wszyscy po kolei podchodzili do mnie i mówili, że bardzo im jest przykro. W pewnym momencie podszedł do mnie Liam i jakichś dwóch blondynów.
- Carmen, to są przyjaciele Nialla, Christopher Pece i Charlie Elev - powiedział Li.
- Cześc - powiedziałam, nadal wtulona w Lou.
- Cześc - odpowiedzieli chłopcy.
- Przykro nam z powodu tego, co się stało - Christopher popatrzył mi w oczy. - Chcieliśmy pomóc, ale zanim przeszliśmy przez te tłumy, to było już po wszystkim.
Nie odpowiedziałam. Spojrzałam tylko na Zayna, który trzymał na rękach małą Caroline. Odsunęłam się od Lou i podeszłam do Szatyna. Wyciągnęłam ręce, chcąc wziąc od niego córeczkę, ale odsunął się.
- Dzisiaj ja się nią zaopiekuję - powiedział.
Opuściłam ręce. Lou znów mnie przytulił.
- A ty - powiedział. - Od jutra zaczynasz pracę.
- Jaką pracę? - zapytałam.
- Załatwiłem ci pracę na rano w restauracji. Jako kelnerka. Niall chciał ci powiedziec, że ma dla ciebie prezent, ale w tych okolicznościach ja to zrobię. Po południami będziesz miała treningi.
- Co?
- Niall mówił ci, że załatwi ci, żebyś grał w jakimś klubie piłkarskim, prawda?
- Tak, ale nie sądziłam, że mówi poważnie.
- Mówił. A teraz idź odpocząc, żebyś rano była wyspana.

---------------------------------------------------------
Tak, wiem. Piszę krótko, ale nie sądzę, żebym musiała wam opisywac, co się działo, kiedy Carmen spała 

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział siedemnasty

Rano wszyscy biegali w kółko po domu, przygotowując się do ceremonii. Mel, Karolina i Olivia zrobiły mi lekki makijaż, a włosy spięły. Już za dwie godziny miałam poślubic Nialla. Czy na pewno tego chciałam? Tak, na pewno. Caroline była z Zaynem w ogrodzie. Kiedy wstałam, założyłam jej sukienkę, którą jej wczoraj kupiłam i buciki. Wyglądała w nich jak malutka księżniczka.
Kiedy dziewczyny skończyły, zostało pięc minut do ceremonii. Teraz byłam pewna swojej decyzji.
- Carmen - odezwał się tata, który właśnie wszedł do pokoju. - Już czas.
- Trochę się boję - powiedziałam, gdy chwyciłam go pod ramię.
- Nie masz czego się bac. To dobry wybór.
- Tak, wiem. Ale z drugiej strony to wybór na całe życie.
- Tak, ale, wierz mi, będziecie z Niallem i Caroline szczęśliwi.
- Tak, wiem.
Przed nami ukazała się jasna sylwetka księdza i stojącego przed nim mojego ukochanego. Szliśmy powoli. Kiedy byliśmy o krok od Nialla, tata oddał mnie w jego ręce.
- Czy ktoś - zaczął ksiądz. - Jest przeciwko zawarciu tego związku małżeńskiego? Jeśli tak, niech powie teraz lub zamilknie na wieki.
- Ja jestem przeciw - usłyszeliśmy za sobą głos. To była moja mama. - Carmen ma poślubic tego oto pana.
Spojrzałam na chłopaka wskazywanego przez nią. To był brunet, który pobił Nialla. Gdy się uważniej przyjrzałam, to nie był brunet. Włosy miał koloru ciemnnego blondu.
- Mamo - powiedziałam. - Ale ja go nawet nie znam. I nie kocham go.
- Masz go poślubic, moje dziecko - odpowiedziała mama.
- Ale ja kocham Nialla. - zwróciłam się do księdza. - Proszę nie brac jej pod uwagę. Zawsze gadała bzdury.
Ktoś chwycił mnie za ramię i pociągnął do tyłu. Zobaczyłam twarz Stefano. Był zaledwie parę centymetrów ode mnie. Niall rzucił się, żeby mi pomóc, ale chłopak odepchnął go bez najmniejszego wysiłku.
- Widzisz? - spytał. - Ja mogę obronic cię w każdej sytuacji, nie to co ten laluś.
- Niall nie jest żadnym lalusiem - warknęłam.
Mój ukochany znów ruszył mi na ratunek, ale tym razem brutal chwycił go i oderzył z całej siły. Niall upadł na ziemię. Nie umiał się podnieśc. Łzy napłynęły mi do oczu. Chciałam pomóc Niallowi, ale Stefano znów mnie chwycił i... pocałował. Odepchnęłam go od siebie i kopnęłam z całej siły.
- Już ci coś powiedziałam - warknęłam. - Zadzierasz z Niallem, to zadzierasz też ze mną. Jeszcze raz pobijesz Nialla, to oddam ci za niego. Ale dwa razy mocniej.
Chłopak aż zwijał się z bólu. Niallowi cały czas leciała krew z nosa. Nie mógł się podnieśc. Nie mógł się nawet oprzec na łokciach. Uklękłam obok niego. Cóż, trudno, trzeba było przerwac ceremonię.
- Lou - zawołałam. - Dzwoń po pogotowie. Szybko.
- Carmen, skarbie - szepnął Niall. - To nic nie da. I tak umrę.
- Co ty wygadujesz? Nie umrzesz, nie pozwolę ci.
- Opiekuj się dobrze Caroline. Ja zawsze będę przy was.
- Nie pozwolę ci umrzec, Niall. Kocham cię.
- Ja cię też kocham, żegnaj.
Stracił przytomnośc. Nie, to nie mogło się dziac na prawdę. To nie była prawda. Spojrzałam na Stefano, który zdążył się już podnieśc. Zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do niego.
- Ty dupku! - krzyknęłam. - Jak mogłeś?! Jak mogłeś coś takiego zrobic! Jesteś skończonym idiotą! Psychopatą, którego trzeba zamknąc! Nie, nawet zabic takiego to za mało!
Teraz już rozkleiłam się na dobre. Louis, który zadzwonił po pogotowie, teraz podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie, jakbym była jego córką.
- Wszystko będzie dobrze, Carmen - pocieszał mnie. - Niall z tego wyjdzie.

niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział szesnasty

- Hejka - uśmiechnęła się Mel, kiedy zapukały do drzwi wieczorem. - Zabieramy cię na zakupy.
- Ale ja... - zaczęłam.
- Żadnych ale - przerwała mi Karolina.
- W takim razie zaraz przyjdziemy.
- Ale bez Nialla.
- Nie, nie. Z kimś zupełnie innym.
Weszłam do środka. Melannie rozmawiała z Zaynem w salonie.
- Melannie - powiedziałam. - Idziesz ze mną i z przyjaciółkami na zakupy?
- Okey - odpowiedziała. - Tylko się przebiorę.
- Jasne. Czekamy przed domem.
Poszła na górę do swojego pokoju.
- Sorki, Zayn - przeprosiłam. - Jeszcze będziesz miał wiele okazji do porozmawiania z nią.
- Tak, wiem. - odpowiedział. - Nic się nie stało. Zapomnijmy o całej tej sprawie.
- Ty coś czujesz do niej?
- Sam nie wiem. Jest taka... Aż nie wiem co powiedziec.
- Zakochałeś się. Ja też nie wiedziałam, co powiedziec o Niallu, jak go poznałam. Ale z czasem słowa same przyszły. I wiesz co? Szepnę jej o tobie dobre słówko.
- Dzięki.
- Nie dziękuj. Dla przyjaciół wszystko. Dobra, ja muszę iśc. Na razie.
- Cześc.
Wyszłam przed dom do dziewczyn. Kiedy mnie zobaczyły zrobiły krok w stronę furtki.
- Zaczekajcie - powiedziałam. - Jeszcze ktoś.
- Jasne - odpowiedziała Mel.
Z domu wyszła Melannie, ubrana w czerwoną sukienkę. Na ramieniu wisiała jej biała torebka.
- To jest moja siostra, Melannie - przedstawiłam ją. - Melannie, poznaj Melindę i Karolinę.
- Cześc - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Cześc - odwzajemniły uśmiech przyjaciółki.
- Teraz już możemy iśc - stwierdziłam.
Weszłyśmy do Primarku. Były tam świetne rzeczy. Jako pierwsza do mojego koszyka wpadła biało-różową koszulę w kratę z cienkim czarnym paskiem. Drugą rzeczą była biała bluzka London Loves. Wrzuciłam tam jeszcze parę sukienek. Nie podobało mi się za dużo rzeczy. Kiedy dziewczyny skończyły przeglądac rzeczy, podeszłam do kasy i wyjęłam portfel.
- Schowaj to - rozkazała Mel, odwróciła się do Melannie: - Ty też to schowaj. Dzisiaj ja płacę.
Obie schowałyśmy portfele do kieszeni.
- Czekaj, jest tu może dział z ubrankami dla niemowląt? - zapytałam.
- Tak, ale piętro wyżej - odpowiedziała Karolina. - Wejdziemy tam jak zapłacimy.
Kiedy weszłyśmy na górę do sklepu z ubrankami dla niemowląt, od razu wiedziałam, czego szukam. Sukienki i bucików. Wybrałam piękną czerwoną sukienkę i biało-różowe buciki. Tym razem nie pozwoliłam Mel, żeby zapłaciła za mnie. To miał byc prezent ode mnie dla Caroline, a nie od Melindy.


----------------------------------------------------------------------------------

Bluzka, którą Carmen sobie kupiła


Nowa koszula Carmen


Sukienka, którą Car kupiła dla córeczki

Buciki dla Caroline

Rozdział piętnasty

Z samego rana poszłam z córeczką na spacer. Gdy usiadłam na ławce w parku, żeby odpocząc, podeszła do mnie jakaś blondynka.
- Cześc - przywitała się.
- Cześc - powiedziałam.
- Mój tata, tamten pan, który tam siedzi, powiedział, żebym do ciebie podeszła i z tobą porozmawiała.
Spojrzałam w kierunku wskazywanym przez nieznajomą.
- Jestem Melannie Flowers - powiedziała w tym samym momencie, gdy poznałam faceta siedzącego na ławce niedaleko.
- Flowers? - spytałam z niedowierzaniem. - Ten facet jest twoim tatą? To też mój tata.
- W takim razie jesteśmy siostrami.
- Tak, mam na imię Carmen.
- Miło mi... O, a to kto? - zauważyła Caroline. - Jeszcze jedna siostra, o której nie wiedziałam?
- Nie, to moja córeczka. Ma na imię Caroline.
- Słodziutka... Zaraz, to ile ty masz lat?
- Dwadzieścia.
- Serio? Tak samo jak ja. Który miesiąc, bo ja kwiecień.
- Ja też. Czyżbyśmy były bliźniaczkami?
- Tak, ale przecież nie jesteśmy do siebie podobne.
- Nie musimy byc. Wystarczy, że urodziłyśmy się tego samego dnia, miesiąca i roku.
- Chyba, że tak.
- Hej, a może przyjdziesz na mój ślub?
- Chętnie, kiedy? W sobotę.
- A o której?
- O dwunastej.
- To chętnie przyjdę. Ale pierwsze muszę znaleźc jakiś dom, w którym będę mogła mieszkac. Jak narazie mieszkam w hotelu, bo podobno tata ma już kogoś u siebie i nie ma więcej wolnych pokoi.
- To możesz zamieszkac u nas.
- Serio? Nie chcę sprawiac kłopotu.
- To żaden kłopot. Chodź do taty.
- Okey.
Podeszłyśmy do ławki, przy której siedział mój tata.
- Carmen, Caroline - przywitał się. - Cześc.
- Cześc - odpowiedziałam.
Wyściskał Caroline. Pochodził z nią na rękach.
- Widzę, że dziadek strasznie lubi swoją wnuczkę - stwierdziła Melannie.
- On by mógł, to by mi jej nigdy nie oddał - zaśmiałam się.
Tata spojrzał na zegarek.
- Muszę iśc do pracy - powiedział tata i odłożył Caroline do wózeczka. - Pa, córeczki.
- Pa - odpowiedziałyśmy.
Poszedł. Po chwili i my skierowałyśmy się w stronę hotelu, w którym mieszkała Melannie. Po drodze rozmawiałyśmy o różnych rzeczach, w szczególności o moim ślubie. Kiedy doszłyśmy na miejsce, Melannie zabrała wszystkie swoje rzeczy i poszłyśmy do naszego domu. Caroline w tym czasie usnęła. Drzwi otworzył nam Niall.
- Niall - powiedziałam. - To jest Melannie, moja siostra. Melannie, poznaj Nialla... Kochanie, moglibyśmy zatrzymac u nas Melannie?
- Jasne - odpowiedział mój ukochany.
- Dzięki.
Weszłyśmy do środka. Dobrze, że do jednego pokoju wstawiliśmy łóżko, bo inaczej by było kiepsko. Melannie rozgościła się u nas. Zresztą powiedzieliśmy jej, że ma czuc się jak u siebie w domu. Byłam naprawdę zaskoczona, że mam siiostrę w swoim wieku. Ale byłam też szczęśliwa.