sobota, 18 sierpnia 2012

Rozdział ósmy

Obudziłam się rano zupełnie zszokowana. Nie spałam w pokoju Nialla, jak od czasu, kiedy się tu wprowadziłam. Przewróciłam się na drugi bok, aby zobaczyc czy mój ukochany leży obok mnie. I doznałam szoku.
- Coś się stało, skarbie? - uśmiechnął się do mnie Zayn.
- Skąd się tu wzięłam? - zapytałam. - I dlaczego mówisz do mnie skarbie?
- Mówię tak do ciebie, bo cię kocham.
- Co ty gadasz? Muszę stąd iśc, bo inaczej Niall się wścieknie.
- Ale, skarbie. Przecież w styczniu się rozstaliście.
- Co? Nie, Zayn, ja go kocham. Nigdy bym się... A nie, właściwie masz rację. Przepraszam, kochanie, kocham tylko ciebie.
- Na prawdę?
- I wiesz co ci powiem? Prima Aprilis!
- Szybko się domyśliłaś, że to żart.
- Ja taka głupia nie jestem. A teraz, gadaj, czyj to pomysł?
- Louisa, Louis to powiedział, a Niall powiedział Okey.
- W takim razie pomożesz mi się odegrac na Niallu.
- Okey, ale w jaki sposób?
- Do końca dnia będziemy udawac, że ze sobą chodzimy. Będzie miał nauczkę.
- Okey. A teraz, idź się przebrac, odwiozę cię do szkoły, skarbie.
- Ale przecież dzisiaj sobota.
- No to pójdziemy na spacerek.
Zaczęliśmy się śmiac.
"To będzie najlepszy Pirma Aprilis w moim życiu" - pomyślałam.
Poszłam do pokoju, w którym znajdowały się moje ubrania. Wyjęłam z szafy różową sukienkę firmy Vero Moda i tego samego koloru baleriny. Zeszłam na dół na śniadanie. Zayn stał przy szafce z dwoma talerzami, na których były kanapki.
- Śniadanie dla ciebie, skarbie - uśmiechnął się do mnie i postawił jeden z talerzy na stół.
- Dziękuję - odwzajemniłam uśmiech, siadając na jednym z krzeseł.
- Po śniadaniu idziemy razem z Carmen na spacer. Więc nie będzie nas parę godzin.
Niall patrzył na niego zszokowany. Nie wiedział, co powiedziec. Zaśmiałam się krótko, a potem powiedziałam do Blondyna:
- Śniadanie ci stygnie.
Zaczął jeśc. Gdy skończyłam śniadanie, wyszłam przed dom. Zayn już stał przy furtce.
- To dokąd idziemy, skarbie? - spytał.
- Miałam w planach pójśc odwiedzic tatę - szepnęłam.
- No to chodźmy. Może opowiemy mu o naszym planie?
- Jestem za.
Weszliśmy do domu obok. Tata jeszcze nie poszedł do pracy. W soboty miał na dwunastą.
- Cześc, tato - przywitałam się.
- Cześc, Car. - zawołał tata. - Jestem w kuchni.
Przeszliśmy do pomieszczenia obok.
- Dzień dobry - uśmiechnął się Zayn.
- Dzień dobry, Zayn - odpowiedział tata zupełnie zaskoczony.
Usiedliśmy przy stole. Opowiedziałam tacie, jaki kawał wywinęli mi chłopcy i wyjaśniłam mu, na czym polega mój plan.
- Właśnie - przypomniał sobie o czym tata. - Wszystkiego najlepszego, córeczko.
- Kompletnie zapomniałam! - zawołałam. - Dziś są moje urodziny!
- Tak, i właśnie z tej okazji mam dla ciebie mały prezencik. A raczej dwa małe prezenciki. Zaraz wracam.
Poszedł do salonu. Zayn spojrzał na mnie zdziwiony.
- Dzisiaj twoje urodziny? - zapytał.
- Tak - odpowiedziałam. - Ale nie lubię za bardzo tego dnia.
- Dlaczego? Przecież to twoje święto.
- Nic nie rozumiesz. Miec urodziny w Prima Aprilis? Istny koszmar. Każdy płata ci figle, nie zważając na to, że dziś masz urodziny. Nie cierpię tego.
- Przepraszam za to, że ci zrobiliśmy kawał. Nie wiedziałem, że masz dziś urodziny.
- To nie twoja wina. Mogłam wam powiedziec.
W tym momencie do kuchni wrócił tata z rękoma w kieszeni.
- Chodź za mną - powiedział.
Razem z Zaynem ruszyliśmy za nim. Poszliśmy do garażu. Co? Do garażu? Od kiedy chowa się prezenty w garażu?
Czerwone volvo? Nie mogłam uwierzyc własnym oczom. To był sen. To musiał byc sen.
- Dziękuję, tato - rzuciłam się ojcu na szyję.
- Nie dziękuj - powiedział. - Tylko przestań mnie dusic i zajrzyj do bagażnika.
Zrobiłam jak mi kazał. Aż zabrakło mi słów. Pięc skrzyń. To nie były dwa prezenty. Do był tysiąc prezentów.
- Otwórz - powiedział tata.
- Wiesz, że nie musiałeś mi dawac tego wszystkiego - uśmiechnęłam się do niego.
- Ale chciałem. No już, otwieraj.
Otworzyłam jedną skrzynię. Same sukienki. Druga. Koszulki. Trzecia. Buty. Czwarta. Spodnie. W ostatniej były bluzy.
- Dziękuję, tato - powiedziałam powoli.
- Nie dziękuj.
Rozległo się pukanie do drzwi. Dochodziło z salonu. Tata zostawił drzwi do garażu otwarte, więc słyszeliśmy rozmowę, która przebiegała w salonie.
- Dzień dobry panu - usłyszeliśmy męski głos.
- Cześc, Niall - odpowiedziała tata. - Coś się stało?
- Nie. To znaczy tak. Są może u pana Carmen i Zayn?
- Nie, a czemu pytasz?
- Bo ona się dziś jakoś dziwnie zachowuje. Tak jakbyśmy już dawno nie byli razem.
- No bo przecież już dawno nie jesteście razem. Pokłóciliście się o to, że Carmen przez cały dzień przebywała z przyjaciółkami, a ty nie chciałeś z nimi iśc, więc się obraziłeś.
- Trzeba to zapamiętac - szepnęłam do Zayna.
- Ale nic takiego się nie zdarzyło - powiedział Niall.
- Jak nie jak tak? - zapytał tata.
- Hej - szepnęłam znów do Zayna. - Może stąd wyjdziemy i powiemy mu prawdę?
- Jasne, nie przedłużajmy mu dłużej tej męki - odpowiedział szatyn.
Weszliśmy do salonu. Ani Blondyn, ani tata nas nie zauważyli. Tata cały czas opowiadał swoją zmyśloną historyjkę. Zayn klepnął mnie lekko po ramieniu i wskazał ruchem ręki, że on zostaje w miejscu, w którym się znajduje. Skinęłam głową.
- Nie musisz dłużej zmyślac, tato - uśmiechnęłam się. - Dziękuję ci za pomoc.
Podeszłam do Nialla i lekko pocałowałam go w usta.
- Cześc, kochanie - uśmiechnęłam się ponownie.
- A gdzie masz Zayna? Jak zobaczy, że mnie całujesz, to będzie zazdrosny.
- Nie będzie zazdrosny, bo nic między nami nie ma. Chciałam ci po prostu dac nauczkę za ten głupi dowcip, a Zayn mi w tym pomagał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz