sobota, 18 sierpnia 2012

Rozdział dziewiąty

Jeszcze raz podziękowałam tacie za prezenty i przenieśliśmy wszystko do naszego domu. Samochód zaparkowaliśmy do garażu. Gdy weszliśmy do domu, wszyscy, oprócz Zayna i mnie, spojrzeli na Nialla obejmującego mnie w pasie, jakby z choinki się urwał.
- Mogę? - spytałam Bondyna i Szatyna.
- Możesz - odpowiedzieli obaj.
- Prima Aprilis! - krzyknęłam.
- Udało ci się nas nabrac - stwierdził zszokowany Lou.
- Wiecie co? Nie sądziłam, że kiedyś polubię pierwszego kwietnia. A jednak.
- Dlaczego nie lubiłaś tego dnia? - zapytał Niall.
- Zayn.
- Jutro z samego rana zaczynamy świętowac - uśmiechnął się Szatyn.
- Dlaczego? - spytał Harry, który właśnie wszedł do pokoju.
- Carmen ma dziś urodziny.
- To pewnie kupiłeś swojej dziewczynie coś ładnego.
- Carmen nie jest dziewczyną Zayna - wtrącił Blondyn. - Jest moją dziewczyną.
- To czemu cały dzień zachowywaliście się tak, jakbyście serio byli parą?
- Bo chciałam dac nauczkę Niallowi, że się zgodził na ten twój głupi pomysł - odpowiedziałam.
- No to chyba, że tak.
- Jestem strasznie zmęczona. Idę spac.
Poszłam na górę. Weszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i skierowałam się do pokoju Nialla owinięta w szlafrok.
- Oj, przepraszam. Nie sądziłam, że już tu będziesz - powiedziałam do Blondyna siedzącego na łóżku.
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnął się. - Więc dziś masz już dziewiętnaście lat, tak?
- Tak, a ty masz dwadzieścia.
Uśmiechnął się do mnie łobuzersko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz