poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział siedemnasty

Rano wszyscy biegali w kółko po domu, przygotowując się do ceremonii. Mel, Karolina i Olivia zrobiły mi lekki makijaż, a włosy spięły. Już za dwie godziny miałam poślubic Nialla. Czy na pewno tego chciałam? Tak, na pewno. Caroline była z Zaynem w ogrodzie. Kiedy wstałam, założyłam jej sukienkę, którą jej wczoraj kupiłam i buciki. Wyglądała w nich jak malutka księżniczka.
Kiedy dziewczyny skończyły, zostało pięc minut do ceremonii. Teraz byłam pewna swojej decyzji.
- Carmen - odezwał się tata, który właśnie wszedł do pokoju. - Już czas.
- Trochę się boję - powiedziałam, gdy chwyciłam go pod ramię.
- Nie masz czego się bac. To dobry wybór.
- Tak, wiem. Ale z drugiej strony to wybór na całe życie.
- Tak, ale, wierz mi, będziecie z Niallem i Caroline szczęśliwi.
- Tak, wiem.
Przed nami ukazała się jasna sylwetka księdza i stojącego przed nim mojego ukochanego. Szliśmy powoli. Kiedy byliśmy o krok od Nialla, tata oddał mnie w jego ręce.
- Czy ktoś - zaczął ksiądz. - Jest przeciwko zawarciu tego związku małżeńskiego? Jeśli tak, niech powie teraz lub zamilknie na wieki.
- Ja jestem przeciw - usłyszeliśmy za sobą głos. To była moja mama. - Carmen ma poślubic tego oto pana.
Spojrzałam na chłopaka wskazywanego przez nią. To był brunet, który pobił Nialla. Gdy się uważniej przyjrzałam, to nie był brunet. Włosy miał koloru ciemnnego blondu.
- Mamo - powiedziałam. - Ale ja go nawet nie znam. I nie kocham go.
- Masz go poślubic, moje dziecko - odpowiedziała mama.
- Ale ja kocham Nialla. - zwróciłam się do księdza. - Proszę nie brac jej pod uwagę. Zawsze gadała bzdury.
Ktoś chwycił mnie za ramię i pociągnął do tyłu. Zobaczyłam twarz Stefano. Był zaledwie parę centymetrów ode mnie. Niall rzucił się, żeby mi pomóc, ale chłopak odepchnął go bez najmniejszego wysiłku.
- Widzisz? - spytał. - Ja mogę obronic cię w każdej sytuacji, nie to co ten laluś.
- Niall nie jest żadnym lalusiem - warknęłam.
Mój ukochany znów ruszył mi na ratunek, ale tym razem brutal chwycił go i oderzył z całej siły. Niall upadł na ziemię. Nie umiał się podnieśc. Łzy napłynęły mi do oczu. Chciałam pomóc Niallowi, ale Stefano znów mnie chwycił i... pocałował. Odepchnęłam go od siebie i kopnęłam z całej siły.
- Już ci coś powiedziałam - warknęłam. - Zadzierasz z Niallem, to zadzierasz też ze mną. Jeszcze raz pobijesz Nialla, to oddam ci za niego. Ale dwa razy mocniej.
Chłopak aż zwijał się z bólu. Niallowi cały czas leciała krew z nosa. Nie mógł się podnieśc. Nie mógł się nawet oprzec na łokciach. Uklękłam obok niego. Cóż, trudno, trzeba było przerwac ceremonię.
- Lou - zawołałam. - Dzwoń po pogotowie. Szybko.
- Carmen, skarbie - szepnął Niall. - To nic nie da. I tak umrę.
- Co ty wygadujesz? Nie umrzesz, nie pozwolę ci.
- Opiekuj się dobrze Caroline. Ja zawsze będę przy was.
- Nie pozwolę ci umrzec, Niall. Kocham cię.
- Ja cię też kocham, żegnaj.
Stracił przytomnośc. Nie, to nie mogło się dziac na prawdę. To nie była prawda. Spojrzałam na Stefano, który zdążył się już podnieśc. Zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do niego.
- Ty dupku! - krzyknęłam. - Jak mogłeś?! Jak mogłeś coś takiego zrobic! Jesteś skończonym idiotą! Psychopatą, którego trzeba zamknąc! Nie, nawet zabic takiego to za mało!
Teraz już rozkleiłam się na dobre. Louis, który zadzwonił po pogotowie, teraz podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie, jakbym była jego córką.
- Wszystko będzie dobrze, Carmen - pocieszał mnie. - Niall z tego wyjdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz