niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział jedenasty

W sobotę obudziłam się z dziwnym uczuciem. Nialla nie było w pokoju. Do tej pory nie poszliśmy wybrac prezentu urodzinowego, bo było za dużo zajęc. Chłopcy co chwila mieli jakieś wywiady.
Poszłam do kuchni sprawdzic, czy tam jest. Nie myliłam się. Rozmawiali o czymś z chłopakami. Spojrzałam na niego jak na nieszczęśnika. Był za młody. Ale cóż, jak trzeba, to trzeba.
- Niall - odezwałam się.
- O, cześc, skarbie - podszedł do mnie i pocałował mnie w usta.
- Musimy porozmawiac.
- Jasne, mów.
- Na osobności.
Poszliśmy do pokoju i zamknęliśmy drzwi, żeby nikt nie usłyszał, o czym rozmawiamy.
- O czym chciałaś ze mną porozmawiac? - zapytał Niall.
- Chyba jestem w ciąży - oznajmiłam.
- Co?
- Okres spóźnia mi się już dwa tygodnie. Nie wiem, co zrobic.
- Ale, skarbie, to wspaniale.
- A co, jeśli nie będę umiała pokochac tego dziecka? Co jeśli nie pokocham go tak samo, jak moja mama nie pokochała mnie?
- Na pewno je pokochasz. Jestem tego pewien. Chodź tu do mnie.
Przytuliłam się do niego.
- A tata? - spytałam. - Jak mam mu to powiedziec?
- Ja mu powiem. Nie martw się.
- Kocham cię.
- Ja cię też. I zawsze będę. Ciebie i nasze dziecko. Niezależnie od tego, czy będzie to dziewczynka, czy chłopiec. A wiesz, musimy wymyślic jakieś imię. Może dla chłopczyka Justin?
- Świetne imię. A na drugie Stefano.
- Nie, na pierwsze Stefano. A dla dziewczynki?
- Może... Caroline?
- Świetnie. Caroline Melannie?
- Genialny pomysł... A teraz musimy powiedziec chłopakom.
- To twoja robota. A ja idę do twojego taty.
- Jasne.
Zeszliśmy powoli na dół. Ja skierowałam się w stronę chłopaków, siedzących teraz na kanapie przed telewizorem, a Niall w stronę drzwi.
- Gdzie idzie Niall? - spytał Harry.
- Do mojego taty. - odpowiedziałam. - Chłopaki... Muszę wam coś powiedziec.
- Nawijaj.
- Jestem w ciąży.
- Co?! - krzyknął Lou. - Nie może byc!
- A jednak. - ciągnęłam. - Nie wiem jak, ale stało się.
- Świetna wiadomośc. - powiedział Zayn. - Lou, nie musisz się od razu denerwowac.
- Ależ, Zayn - zaczął Louis. - Ja się nie denerwuję. Po prostu chodzi mi o to, że Carmen i Niall są tacy młodzi, a już dziecko będą miec. Przecież oni sobie nie poradzą.
Wtedy do domu wszedł Niall, a za nim... mój tata. Ojciec miał minę poważną i pewną siebie. Nie było na niej ani cienia radości, ale też nie było złości. Oboje podeszli do nas.
- Carmen - zaczął tata poważnym głosem, a później krzyknął radośnie: - To wspaniała wiadomośc! Czemu sama do mnie nie przyszłaś?
- Bo bałam się twojej reakcji - odpowiedziałam.
- Ale to świetnie, że będziecie miec dziecko. Uwielbiam małe dzieci.
Później zaczęliśmy rozmawiac o różnych rzeczach związanych z dziecmi. Nie wiadomo jak, przeszliśmy do zwierzeń.
- Wiesz, Carmen - powiedział tata. - Tak na prawdę, to nie jesteś jedynaczką. Masz młodszą siostrę, Cornelię. Ona także została w Polsce, ale u innych krewnych. Ona przyjeżdża dziś wieczorem razem ze swoim chłopakiem.
- Dlaczego mówisz mi to? - zapytałam.
- Bo ja będę w pracy jak oni przylecą. I chciałem zapytac, czy mogłabyś po nich pojechac na lotnisko.
- Jasne. Ale musisz do niej zadzwonic i powiedziec, kto po nią przyjedzie.
- Jasne, zadzwonię do niej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz