piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział dwudziesty pierwszy

Te dwa dni do ślubu minęły nam nijak. Cały czas spędzaliśmy razem.
Tak więc, dziś ślub. Coś czuję, że tym razem wyjdzie. Kiedy ponownie szliśmy z tatą w stronę Nialla, nie odezwałam się ani słowem. Bałam się, że znów coś wykrakam.
Kiedy doszliśmy do Nialla, chłopak chwycił moją dłoń i uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech. Kiedy Niall wypowiedział słowo 'tak', ksiądz powiedział;
- A teraz możecie się pocałowac.
Niall dotknął swoimi ustami moich. To był najszczęśliwszy dzień mojego życia. Nic się nie stało. Teraz ja i Niall byliśmy oficjalnie małżeństwem.
Poszłam na górę się przebrac. Założyłam fioletową sukienkę Vero Moda i wróciłam na dół do gości. Wszyscy po kolei podchodzili do mnie i składali najszczersze życzenia zdrowia i szczęścia. Rodziny Nialla nie było. Niestety nie mogli przyjechac.
W pewnym momencie podeszła do nas Annie razem ze Stefano. Odruchowo się cofnęłam, ciągnąc za sobą Nialla.
- Spokojnie, Car - powiedziała Annie. - Stefano nic wam nie zrobi. Chciał wam coś powiedziec.
- Bardzo was przepraszam - powiedział. - Nie wiem dlaczego zgodziłem się na propozycję twojej mamy, Carmen. Tak na prawdę nie czuję do ciebie nic więcej oprócz przyjaźni. Tak na prawdę kocham Annie i to się nigdy nie zmieni. Niall, ciebie chciałem jeszcze bardziej przeprosic. Nie powinienem był tego robic. Chcę waszego szczęścia. Przepraszam.
- Nie ma sprawy - odpowiedział Niall.
Wszyscy przez całe wesele świetnie się bawiliśmy.
- Patrz, to Olivia i Chris? - spytałam Blondyna.
- Tak. To Olivia i Chris.
- Czemu mi nie powiedziałeś, że oni są parą?
- Bo sam się dopiero dowiedziałem.
No więc tak, Olivia jest z Chrisem, Annie ze Stefano, Cornelia z Peterem, Zayn z Melannie... Zaraz, zaraz. Co?! Zayn z Melannie? Tak i właśnie idą w naszą stronę.
- No to szczęścia wam życzymy - uśmiechnęli się.
- I wzajemnie - odpowiedzieliśmy.

------------------------------------
Wiem, że obiecywałam, że będzie dużo rozdziałów, ale jakoś nie pasuje mi ten blog. Wiem, zepsułam go całkowicie.
Więc to był ostatni rozdział. Dziękuję wszystkim, którzy czytali tego bloga. Jesteście cudowni ;*
Szczęśliwego roku szkolnego i samych dobrych ocen :)
Papa ;* 

Rozdział dwudziesty

Następnego dnia, gdy się obudziłam, zobaczyłam twarz Nialla pokrytą łzami. Cieszyłam się, że wrócił już do domu, ale martwiłam się, bo płakał, co rzadko się zdarzało.
- Co się stało? - zapytałam.
- Caroline - odpowiedział płacząc.
- Co z nią?
- Nigdzie jej nie ma. Ktoś musiał się włamac do domu, jak spaliście i ją porwac. Kiedy Louis i Liam pojechali po mnie, Harry i Zayn zostali, żeby jej poszukac. Ale jej nie znaleźli.
- Czemu mnie nie obudzili? Przecież to moja córka.
- Nie chcieli cię martwic. Sądzili, że ona jest tu gdzieś w domu, że może zapomnieli przełożyc ją z wózka do łóżeczka. W domu nie ma nawet wózka.
Ja też zaczęłam płakac.
- Czy to znaczy, że nigdy jej nie odzyskamy? - spytałam ze łzami w oczach.
- Odzyskamy ją, skarbie, odzyskamy - odpowiedział. - Nie martw się.
- Ale co zrobimy, skoro nie ma jej nigdzie?
- Pójdziemy na policję.
- A jak ta osoba jej coś zrobiła?
- Nie zrobiła jej nic. Nie opowiadaj bzdur.
Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Szybko zbiegłam na dół i je otworzyłam. Moje szczęście stanęło tuż przede mną. Rzuciłam się Melannie na szyję.
- Dziękuję - szepnęłam przez łzy, tym razem łzy szczęścia.
- Nie dziękuj. Chłopcy zostawili ją wczoraj u taty i jak widac, zapomnieli o tym - zaśmiała się.
Usłyszałam samochód parkujący obok domu. Po chwili w furtce pojawili się Christopher i Charlie.
- Cześc - uśmiechnęli się.
- O, widzę, że znaleźliście malutką - zauważył Charlie.
- Tak - uśmiechnęłam się.
- Mówiłem mu, że ją znajdziecie, ale nalegał, żebyśmy wam pomogli. Nie miałem wyjścia - zaśmiał się Christopher.
- Jest Niall? - spytał Charlie.
- Niall! - zawołałam. - Koledzy do ciebie!
Usłyszałam kroki na schodach i po chwili obok nas pojawił się mój ukochany.
- Cześc chłopaki - uśmiechnął się na ich widok. - Proszę, wejdźcie.
Chłopcy weszli i cała trójka poszła do salonu.
- To ja będę leciała - powiedziała Melannie. - Uważaj na małą. Pa.
- Pa - odpowiedziałam.
Wyjęłam Caroline z wózeczka i poszłam do chłopaków. Gdy rozmawialiśmy, podszedł do mnie Lou.
- Carmen - powiedział smutnym głosem.
Od razu oddałam Caroline Niallowi i wstałam.
- Coś się stało? - zapytałam nerwowym głosem.
- Za dwa dni ślub! - krzyknął z radością.
- Co?!
- No. Załatwiliśmy z chłopakami ochroniarzy. Będą pilnowac, żeby nikomu nic się nie stało. A zwłaszcza tobie i Niallowi.
- Nie musieliście - wtrącił Niall.
- Ale nie chcemy, żeby coś wam się stało. Powiadomiliśmy już wszystkich gości. Na szczęście nikt jeszcze nie wrócił do domu.
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyc.
- Hejka - uśmiechnęła się Olivia. - Słyszałam, że za dwa dni macie ślub. Mam nadzieję, że nic się tym razem nie stanie.
- Nie - odpowiedziałam. - Lou załatwił ochroniarzy. Na pewno nic się nie stanie.
- Hej, sorki, że przeszkadzam - powiedział Christopher, który akurat do nas podszedł.
Zapatrzył się na Olivię, a ona na niego. Uuu, coś się kroiło. Nagle się ocknął i powiedział;
- Niall pyta czy idziesz z nami do parku.
- Jasne - odpowiedziałam. - A skoro o Niallu mowa, muszę z nim pogadac.
Poszłam do pokoju, a gdy wróciłam, Christopher pytał Olivii;
- Hej, może pójdziesz z nami?
- Nie chcę się narzucac - odpowiedziała.
- Nie narzucasz się - wtrąciłam. - Ja też chciałam cię o to zapytac.
- Okey.
W parku wszyscy się świetnie bawiliśmy. Chłopcy z zespołu cały czas się wygłupiali. Charlie i ja tylko się z nich śmialiśmy. Caroline była z Peterem i Cornelią. Olivia nie przestawała rozmawiac z Christopherem. Coś z tego będzie, na pewno.

-------------------------------------
Wiem, wiem. Nie jest to długi rozdział, ale trudno się mówi. W napisaniu go pomogła mi przyjaciółka z wakacji. To dzięki niej ten blog jest, jaki jest. Dzięki niej w ogóle istnieje.
Tak więc dziękuję jej za to wszystko.

środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział dziewiętnasty

Rano obudził mnie Lou. Założyłam różowe rurki, białą bluzkę i białe converse. Zeszłam na dół i zjadłam śniadanie. Miałam ochotę pójśc do szpitala i siedziec przy moim ukochanym przez cały dzień. Wiedziałam jednak, że nie mogę. Chłopcy obiecali, że zaopiekują się Caroline.
Louis podwiózł mnie pod restaurację, w której miałam pracowac. Nie wiedziałam po co była mi ta praca, ale skoro chłopcy mi ją załatwili, to nie miałam wyjścia. Weszłam do środka razem z Brunetem.
- Dzień dobry - przywitał się młody mężczyzna. - Czy mogę w czymś pomóc?
- Właściwie to przyprowadziłem nową pracownicę - powiedział Lou. - Byłem tutaj niedawno i mówiłem, że znajoma szuka pracy.
- Ach tak. Już idę po szefa.
Mężczyzna odszedł.
- Wiesz, mam stracha - powiedziałam do Bruneta.
- Nie bój się. - uspokoił mnie Lou. - Właściwie to tą pracę masz tylko na czas jak Nialla nie będzie w domu przez dłuższy czas, to żebyś coś robiła, żeby to tak wolno ci nie leciało.
- Czyli jak Niall wyjdzie to mogę przestac pracowac tutaj?
- Tak, jak najbardziej.
- Dzięki, Louis. Za wszystko.
Przytuliłam się do niego. Po chwili szef podszedł do nas.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Dzień dobry - odpowiedział szef.
Lou poszedł do domu, a ja zostałam. Szef wyjaśnił mi wszystko. Nawet dobrze mi szło. Dostałam pochwałę od niego za dobrą pracę. Ale cały czas myślałam o Niallu.
Po pracy poszłam do niego do szpitala. Wiedziałam, że powinnam zadzwonic do Louisa, aby po mnie przyjechał, ale nie chciałam czekac ani chwili dłużej.
W szpitalu zobaczyłam, że chłopcy siedzą obok Nialla, a przy nich stoi wózek. Powoli weszłam do pokoju.
- Niall - powiedziałam powoli.
- Carmen - ucieszył się Blondyn.
- Jak się czujesz?
- Świetnie. Lekarze mówią, że jutro wyjdę.
- To cudownie.
- A ty?
- Dobrze.
Usiadłam obok niego. Spojrzałam na chłopaków.
- Przepraszam, Louis, że nie zadzwoniłam, żebyś po mnie przyjechał, ale chciałam czym prędzej zobaczyc Nialla - powiedziałam.
- Ja rozumiem - uśmiechnął się.

-------------------------------------
Może na początek wyjaśnię.
Długo nie pisałam, bo szczerze mówiąc... Zakochana jestem. Oczywiście wiem, że to tylko wakacyjna miłośc i że byc może więcej go nie spotkam, ale cóż. Trudno się mówi.
Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale nie umiałam wymyślic nic więcej.
Blog chyba zakończy się na rozdziale 20 albo 20 którymś. Mi wydaje się trochę nudne to co piszę. Mam wrażenie, że nikt tego nie czyta, więc nie warto się męczyc dla siebie samej.
Jeszcze raz PRZEPRASZAM. 

środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział osiemnasty

Kiedy karetka zabrała Nialla, ja jeszcze długo płakałam, wtulona w Lou. Nie mogłam uwierzyc w to, co się stało. To był szok. Teraz miałam ochotę wyżyc się na Stefano. Mama na pewno nakłoniła Stefano, żeby spróbował mnie poderwac, żebym poślubiła jego zamiast Nialla. A że poszło nie po jej myśli, to postanowiła, że chłopak pobije mojego ukochanego.
Louis cały czas mnie pocieszał. Zresztą, Liam, Zayn, Harry, Mel, Karolina, Melannie, Cornelia, Peter i Olivia też. Oni mogą się nazwac moimi przyjaciółmi.
Goście jeszcze się nie rozeszli. Wszyscy po kolei podchodzili do mnie i mówili, że bardzo im jest przykro. W pewnym momencie podszedł do mnie Liam i jakichś dwóch blondynów.
- Carmen, to są przyjaciele Nialla, Christopher Pece i Charlie Elev - powiedział Li.
- Cześc - powiedziałam, nadal wtulona w Lou.
- Cześc - odpowiedzieli chłopcy.
- Przykro nam z powodu tego, co się stało - Christopher popatrzył mi w oczy. - Chcieliśmy pomóc, ale zanim przeszliśmy przez te tłumy, to było już po wszystkim.
Nie odpowiedziałam. Spojrzałam tylko na Zayna, który trzymał na rękach małą Caroline. Odsunęłam się od Lou i podeszłam do Szatyna. Wyciągnęłam ręce, chcąc wziąc od niego córeczkę, ale odsunął się.
- Dzisiaj ja się nią zaopiekuję - powiedział.
Opuściłam ręce. Lou znów mnie przytulił.
- A ty - powiedział. - Od jutra zaczynasz pracę.
- Jaką pracę? - zapytałam.
- Załatwiłem ci pracę na rano w restauracji. Jako kelnerka. Niall chciał ci powiedziec, że ma dla ciebie prezent, ale w tych okolicznościach ja to zrobię. Po południami będziesz miała treningi.
- Co?
- Niall mówił ci, że załatwi ci, żebyś grał w jakimś klubie piłkarskim, prawda?
- Tak, ale nie sądziłam, że mówi poważnie.
- Mówił. A teraz idź odpocząc, żebyś rano była wyspana.

---------------------------------------------------------
Tak, wiem. Piszę krótko, ale nie sądzę, żebym musiała wam opisywac, co się działo, kiedy Carmen spała 

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział siedemnasty

Rano wszyscy biegali w kółko po domu, przygotowując się do ceremonii. Mel, Karolina i Olivia zrobiły mi lekki makijaż, a włosy spięły. Już za dwie godziny miałam poślubic Nialla. Czy na pewno tego chciałam? Tak, na pewno. Caroline była z Zaynem w ogrodzie. Kiedy wstałam, założyłam jej sukienkę, którą jej wczoraj kupiłam i buciki. Wyglądała w nich jak malutka księżniczka.
Kiedy dziewczyny skończyły, zostało pięc minut do ceremonii. Teraz byłam pewna swojej decyzji.
- Carmen - odezwał się tata, który właśnie wszedł do pokoju. - Już czas.
- Trochę się boję - powiedziałam, gdy chwyciłam go pod ramię.
- Nie masz czego się bac. To dobry wybór.
- Tak, wiem. Ale z drugiej strony to wybór na całe życie.
- Tak, ale, wierz mi, będziecie z Niallem i Caroline szczęśliwi.
- Tak, wiem.
Przed nami ukazała się jasna sylwetka księdza i stojącego przed nim mojego ukochanego. Szliśmy powoli. Kiedy byliśmy o krok od Nialla, tata oddał mnie w jego ręce.
- Czy ktoś - zaczął ksiądz. - Jest przeciwko zawarciu tego związku małżeńskiego? Jeśli tak, niech powie teraz lub zamilknie na wieki.
- Ja jestem przeciw - usłyszeliśmy za sobą głos. To była moja mama. - Carmen ma poślubic tego oto pana.
Spojrzałam na chłopaka wskazywanego przez nią. To był brunet, który pobił Nialla. Gdy się uważniej przyjrzałam, to nie był brunet. Włosy miał koloru ciemnnego blondu.
- Mamo - powiedziałam. - Ale ja go nawet nie znam. I nie kocham go.
- Masz go poślubic, moje dziecko - odpowiedziała mama.
- Ale ja kocham Nialla. - zwróciłam się do księdza. - Proszę nie brac jej pod uwagę. Zawsze gadała bzdury.
Ktoś chwycił mnie za ramię i pociągnął do tyłu. Zobaczyłam twarz Stefano. Był zaledwie parę centymetrów ode mnie. Niall rzucił się, żeby mi pomóc, ale chłopak odepchnął go bez najmniejszego wysiłku.
- Widzisz? - spytał. - Ja mogę obronic cię w każdej sytuacji, nie to co ten laluś.
- Niall nie jest żadnym lalusiem - warknęłam.
Mój ukochany znów ruszył mi na ratunek, ale tym razem brutal chwycił go i oderzył z całej siły. Niall upadł na ziemię. Nie umiał się podnieśc. Łzy napłynęły mi do oczu. Chciałam pomóc Niallowi, ale Stefano znów mnie chwycił i... pocałował. Odepchnęłam go od siebie i kopnęłam z całej siły.
- Już ci coś powiedziałam - warknęłam. - Zadzierasz z Niallem, to zadzierasz też ze mną. Jeszcze raz pobijesz Nialla, to oddam ci za niego. Ale dwa razy mocniej.
Chłopak aż zwijał się z bólu. Niallowi cały czas leciała krew z nosa. Nie mógł się podnieśc. Nie mógł się nawet oprzec na łokciach. Uklękłam obok niego. Cóż, trudno, trzeba było przerwac ceremonię.
- Lou - zawołałam. - Dzwoń po pogotowie. Szybko.
- Carmen, skarbie - szepnął Niall. - To nic nie da. I tak umrę.
- Co ty wygadujesz? Nie umrzesz, nie pozwolę ci.
- Opiekuj się dobrze Caroline. Ja zawsze będę przy was.
- Nie pozwolę ci umrzec, Niall. Kocham cię.
- Ja cię też kocham, żegnaj.
Stracił przytomnośc. Nie, to nie mogło się dziac na prawdę. To nie była prawda. Spojrzałam na Stefano, który zdążył się już podnieśc. Zerwałam się na równe nogi i podbiegłam do niego.
- Ty dupku! - krzyknęłam. - Jak mogłeś?! Jak mogłeś coś takiego zrobic! Jesteś skończonym idiotą! Psychopatą, którego trzeba zamknąc! Nie, nawet zabic takiego to za mało!
Teraz już rozkleiłam się na dobre. Louis, który zadzwonił po pogotowie, teraz podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie, jakbym była jego córką.
- Wszystko będzie dobrze, Carmen - pocieszał mnie. - Niall z tego wyjdzie.

niedziela, 19 sierpnia 2012

Rozdział szesnasty

- Hejka - uśmiechnęła się Mel, kiedy zapukały do drzwi wieczorem. - Zabieramy cię na zakupy.
- Ale ja... - zaczęłam.
- Żadnych ale - przerwała mi Karolina.
- W takim razie zaraz przyjdziemy.
- Ale bez Nialla.
- Nie, nie. Z kimś zupełnie innym.
Weszłam do środka. Melannie rozmawiała z Zaynem w salonie.
- Melannie - powiedziałam. - Idziesz ze mną i z przyjaciółkami na zakupy?
- Okey - odpowiedziała. - Tylko się przebiorę.
- Jasne. Czekamy przed domem.
Poszła na górę do swojego pokoju.
- Sorki, Zayn - przeprosiłam. - Jeszcze będziesz miał wiele okazji do porozmawiania z nią.
- Tak, wiem. - odpowiedział. - Nic się nie stało. Zapomnijmy o całej tej sprawie.
- Ty coś czujesz do niej?
- Sam nie wiem. Jest taka... Aż nie wiem co powiedziec.
- Zakochałeś się. Ja też nie wiedziałam, co powiedziec o Niallu, jak go poznałam. Ale z czasem słowa same przyszły. I wiesz co? Szepnę jej o tobie dobre słówko.
- Dzięki.
- Nie dziękuj. Dla przyjaciół wszystko. Dobra, ja muszę iśc. Na razie.
- Cześc.
Wyszłam przed dom do dziewczyn. Kiedy mnie zobaczyły zrobiły krok w stronę furtki.
- Zaczekajcie - powiedziałam. - Jeszcze ktoś.
- Jasne - odpowiedziała Mel.
Z domu wyszła Melannie, ubrana w czerwoną sukienkę. Na ramieniu wisiała jej biała torebka.
- To jest moja siostra, Melannie - przedstawiłam ją. - Melannie, poznaj Melindę i Karolinę.
- Cześc - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Cześc - odwzajemniły uśmiech przyjaciółki.
- Teraz już możemy iśc - stwierdziłam.
Weszłyśmy do Primarku. Były tam świetne rzeczy. Jako pierwsza do mojego koszyka wpadła biało-różową koszulę w kratę z cienkim czarnym paskiem. Drugą rzeczą była biała bluzka London Loves. Wrzuciłam tam jeszcze parę sukienek. Nie podobało mi się za dużo rzeczy. Kiedy dziewczyny skończyły przeglądac rzeczy, podeszłam do kasy i wyjęłam portfel.
- Schowaj to - rozkazała Mel, odwróciła się do Melannie: - Ty też to schowaj. Dzisiaj ja płacę.
Obie schowałyśmy portfele do kieszeni.
- Czekaj, jest tu może dział z ubrankami dla niemowląt? - zapytałam.
- Tak, ale piętro wyżej - odpowiedziała Karolina. - Wejdziemy tam jak zapłacimy.
Kiedy weszłyśmy na górę do sklepu z ubrankami dla niemowląt, od razu wiedziałam, czego szukam. Sukienki i bucików. Wybrałam piękną czerwoną sukienkę i biało-różowe buciki. Tym razem nie pozwoliłam Mel, żeby zapłaciła za mnie. To miał byc prezent ode mnie dla Caroline, a nie od Melindy.


----------------------------------------------------------------------------------

Bluzka, którą Carmen sobie kupiła


Nowa koszula Carmen


Sukienka, którą Car kupiła dla córeczki

Buciki dla Caroline

Rozdział piętnasty

Z samego rana poszłam z córeczką na spacer. Gdy usiadłam na ławce w parku, żeby odpocząc, podeszła do mnie jakaś blondynka.
- Cześc - przywitała się.
- Cześc - powiedziałam.
- Mój tata, tamten pan, który tam siedzi, powiedział, żebym do ciebie podeszła i z tobą porozmawiała.
Spojrzałam w kierunku wskazywanym przez nieznajomą.
- Jestem Melannie Flowers - powiedziała w tym samym momencie, gdy poznałam faceta siedzącego na ławce niedaleko.
- Flowers? - spytałam z niedowierzaniem. - Ten facet jest twoim tatą? To też mój tata.
- W takim razie jesteśmy siostrami.
- Tak, mam na imię Carmen.
- Miło mi... O, a to kto? - zauważyła Caroline. - Jeszcze jedna siostra, o której nie wiedziałam?
- Nie, to moja córeczka. Ma na imię Caroline.
- Słodziutka... Zaraz, to ile ty masz lat?
- Dwadzieścia.
- Serio? Tak samo jak ja. Który miesiąc, bo ja kwiecień.
- Ja też. Czyżbyśmy były bliźniaczkami?
- Tak, ale przecież nie jesteśmy do siebie podobne.
- Nie musimy byc. Wystarczy, że urodziłyśmy się tego samego dnia, miesiąca i roku.
- Chyba, że tak.
- Hej, a może przyjdziesz na mój ślub?
- Chętnie, kiedy? W sobotę.
- A o której?
- O dwunastej.
- To chętnie przyjdę. Ale pierwsze muszę znaleźc jakiś dom, w którym będę mogła mieszkac. Jak narazie mieszkam w hotelu, bo podobno tata ma już kogoś u siebie i nie ma więcej wolnych pokoi.
- To możesz zamieszkac u nas.
- Serio? Nie chcę sprawiac kłopotu.
- To żaden kłopot. Chodź do taty.
- Okey.
Podeszłyśmy do ławki, przy której siedział mój tata.
- Carmen, Caroline - przywitał się. - Cześc.
- Cześc - odpowiedziałam.
Wyściskał Caroline. Pochodził z nią na rękach.
- Widzę, że dziadek strasznie lubi swoją wnuczkę - stwierdziła Melannie.
- On by mógł, to by mi jej nigdy nie oddał - zaśmiałam się.
Tata spojrzał na zegarek.
- Muszę iśc do pracy - powiedział tata i odłożył Caroline do wózeczka. - Pa, córeczki.
- Pa - odpowiedziałyśmy.
Poszedł. Po chwili i my skierowałyśmy się w stronę hotelu, w którym mieszkała Melannie. Po drodze rozmawiałyśmy o różnych rzeczach, w szczególności o moim ślubie. Kiedy doszłyśmy na miejsce, Melannie zabrała wszystkie swoje rzeczy i poszłyśmy do naszego domu. Caroline w tym czasie usnęła. Drzwi otworzył nam Niall.
- Niall - powiedziałam. - To jest Melannie, moja siostra. Melannie, poznaj Nialla... Kochanie, moglibyśmy zatrzymac u nas Melannie?
- Jasne - odpowiedział mój ukochany.
- Dzięki.
Weszłyśmy do środka. Dobrze, że do jednego pokoju wstawiliśmy łóżko, bo inaczej by było kiepsko. Melannie rozgościła się u nas. Zresztą powiedzieliśmy jej, że ma czuc się jak u siebie w domu. Byłam naprawdę zaskoczona, że mam siiostrę w swoim wieku. Ale byłam też szczęśliwa.

Rozdział czternasty

Żadna z sukni oglądanych przeze mnie tego dnia nie podobała mi się. Zresztą, cóż się dziwic. Wolałam sportowy styl. Tydzień temu Cornelia poznała mnie ze swoimi przyjaciółkami. Wszystkie były blondynkami. Jedna miała na imię Ashley, druga Annie, trzecia Rebecca, a czwarta Amber. Teraz wszystkie przeglądały ze mną suknie na ślub.
- Hej, a może ta? - zapytała Ashley.
- Jest śliczna - powiedziałam, gdy zobaczyłam  piękną białą suknię bez rękawów.
- W takim razie bierzemy - oznajmiła Cornelia.
- Jeszcze tylko potrzebujemy butów - dodała Annie.
Siostra chwyciła lśniące białe pantofelki, które leżały obok niej i skierowała się do kasy. Wszystkie poszłyśmy za nią. Zapłaciłam za suknię i buty, i poszłyśmy do mojego domu.
- No to pa - powiedziały do mnie dziewczyny, tuż przed wejściem do ogrodu.
- Pa - pożegnałam się.
Został już tylko tydzień do ślubu. Byłam strasznie ciekawa, czy ktoś z moich polskich znajomych przyjedzie na ślub. Rozejrzałam się po całej ulicy.
- Carmen! - usłyszałam za sobą kobiecy głos.
- Oliwia! - krzyknęłam z radości.
Przyjaciółka rzuciła mi się na szyję. Nic się nie zmieniła. Dalej ta sama fryzura, to samo pasemko i ten sam uśmiech na twarzy.
- Nie sądziłam, że przyjedziesz tak wcześnie - powiedziałam.
- Nie mogłam dłużej znieśc, że ty mieszkasz tutaj, a ja siedzę w Polsce sama. - odpowiedziała. - To co? Poznam tego szczęściarza?
- Wróciłaś, skarbie - powiedział Niall, który właśnie wracał ze spaceru  Caroline. - Nie sądziłem, że tak szybko wam to pójdzie.
- A jednak - uśmiechnęłam się. - Olivia, poznaj Nialla. Niall, to jest Olivia.
- Miło mi - uśmiechnął się mój ukochany.
- Mi również miło - odpowiedziała Oli.
Korzystając z okazji, wzięłam Caroline na ręce i ucałowałam ją.
 Niall poleciał do tyłu i upadł na ziemię. Spojrzałam do przodu. Znów on?!
- Hej, zostaw go! - krzyknęłam do bruneta.
- Bo co mi zrobisz, kochanie? - spytał.
Oddałam córeczkę Olivii. Podeszłam do bruneta i kopnęłam go z całej siły.
- Jak zaczynasz do Nialla, to zaczynasz też do mnie - warknęłam. - I już ci mówiłam, nie mów do mnie kochanie. A teraz, spadaj stąd.
- Kiedyś cię dopadnę, Horan. - zwrócił się do Nialla. - A wtedy już nie będzie tak przyjemnie.
- Chyba dla ciebie - wtrąciłam. - Żegnam.
Odszedł.
- Nic ci nie jest, kochanie? - spytałam, pomagając Niallowi wstac.
- Nie - odpowiedział.
- Carmen - powiedziała Karolina, która podeszła właśnie z Mel. - Kim był ten gościu?

- To był Stefano - odpowiedziała za mnie Mel.
- Znasz go? - spytałam.
- Niestety tak. Kiedyś byliśmy parą. Widac, że nie znosi Nialla.
- Jemu chodzi o to, że ja jestem dziewczyną Nialla, a nie jego. Ach, tak. - wzięłam Caroline z rąk Olivii. - Dziewczyny, to jest Olivia. Olivia, poznaj moje przyjaciółki, Karolinę i Melindę.
- Cześc - przywitała się Oli.
- Cześc - odpowiedziały razem dziewczyny.
- To może wejdziemy, a nie będziemy stac na środku ulicy? - wtrącił Niall.
- Jasne - odpowiedziałyśmy wszystkie razem.
Pierwsza weszłam ja. W końcu miałam dziecko na rękach. Już nie mogłam się doczekac tego, co będzie za tydzień.
- Pewnie zaprosiliście masę przyjaciół - stwierdziła Olivia, gdy usiedliśmy w ogrodzie przy stole. 
- Właściwie to ja zaprosiłam tylko najbliższych przyjaciół - odpowiedziałam. Umówiliśmy się z Niallem, że nie będzie więcej niż dwieście osób.
- Ja zaprosiłem tylko znajomego. - powiedział Niall. - Nie lubię zapraszac dużo osób. Zresztą każdy na pewno weźmie kogoś ze sobą.
- No właśnie... Hej, Olivia. To przeprowadziliście się tuta? - zmieniłam temat.
- Tak - odpowiedziała przyjaciółka.
- Gdzie mieszkacie?
- Zaraz po drugiej stronie ulicy.
- No to nie mamy do siebie daleko. 


-----------------------------------------------------------------------------------------

Wiem, że za bardzo się wam ten rozdział nie podobał, ale cóż. Nie umiałam dzisiaj wymyślic nic lepszego. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i będziecie dalej czytac tego bloga.

A oto suknia ślubna Carmen.
 

Rozdział trzynasty

"Drogi pamiętniku

Londyn, 2 grudnia
Godzina 00:15
Pół godziny temu urodziłam słodziutką córeczkę. Jest taka piękna, że w ogóle nie mogę oderwac od niej wzroku. Teraz Niall trzyma ją na rękach. Jest bardziej podobna do swojego taty niż do mnie. Cały czas się śmieje. Ma strasznie uroczy śmiech. Urodziła się jeszcze pierwszego. Martwiłam się, że jej nie pokocham, ale i tak ją kocham.

Carmen"

Wyszliśmy ze szpitala. Małą Caroline trzymałam na rękach.
- Niall, przecież my nie mamy wózka - przypomniałam sobie.
- No i właśnie po niego jedziemy - uśmiechnął się.
W sklepie z rzeczami dla niemowląt znaleźliśmy piękny zielony wózek. Kupiliśmy go i parę ubranek. Po przyjeździe do domu sądziliśmy, że wszyscy śpią. Jednak chłopcy razem z moim tatą, siostrą i Peterem, siedzieli w ogrodzie. Kiedy nas zobaczyli, rzucili się w naszą stronę. Wszyscy podziwiali Caroline. W jej niebieskich oczkach nie było widac ani trochę ze strachu. Była to wręcz radośc. Każdy chwalił małą, a jej tata cały czas nosił ją na rękach.
- Niall - odezwałam się. - Ona pewnie jest śpiąca. Przynieś wózek.
- Jasne - oddał mi małą i poszedł do samochodu po wózek.
Po chwili wrócił. Rozłożył go obok mnie, a ja powoli włożyłam do niego małą.
Mój, jeszcze, narzeczony usiadł na krześle i przyglądał mi się z uśmiechem na twarzy. Ja jednak nie zwracałam na niego najmniejszej uwagi. Byłam zbyt zajęta moją córeczką.
- No to - zaczęła Cornelia. - Kiedy ten ślub?
- Nie wiem - odpowiedział jej Niall. - Może za miesiąc? Pasuje ci, skarbie?
- Tak, pasuje. Jak najbardziej - odpowiedziałam, nie przestając patrzec na Caroline.
Moja córeczka już słodko spała. Ona wyrośnie na śliczną dziewczynę. To wiedziałam na pewno. Zresztą, już była śliczna.

  **************************************

"Drogi pamiętniku
24 grudnia
Godzina 11:00

Dziś Wigilia. Mała rośnie jak na drożdżach. Mało kiedy płacze. Jedynie jak jest głodna. Niall cieszy się, że ją ma. Zresztą ja też. Kocham ją. A mój tata jeszcze bardziej. Jest szczęśliwy, że ma wnuczkę. Codziennie bierze ją na spacer. Nawet ograniczył sobie czas na pracę. Teraz pracuje tylko pięc godzin.

Carmen"

Poszłam do kuchni pomóc chłopakom przygotowac rzeczy do kolacji.
- Ty nic nie tykaj - powiedział Lou.
- Właśnie - poparł go Liam. - My się wszystkim zajmiemy. Idź pilnowac Caroline.
Poszłam do ogrodu. Niall siedział tam z małą. Od dnia, kiedy przyjechaliśmy z nią do domu, nie dopuścił mnie do niej. Jedynie, jak ją karmiłam, to miałam ją na rękach.
- Złożyłaś życzenia Louisowi? - spytał Niall, gdy tylko mnie zauważył.
- Zupełnie zapomniałam - odpowiedziałam i zawróciłam do domu.
Lou usiadł na kanapie, a reszta chłopaków poszła na górę. Podeszłam do niego.
- Wszystkiego najlepszego, Louis - uśmiechnęłam się.
- Dzięki - odwzajemnił mój uśmiech.
Wieczorem zasiedliśmy do stołu. Przy jedzeniu rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Byli z nami mój tata, Cornelia i Peter. Po kolacji nie poszliśmy od razu spac. Caroline poszła jako pierwsza. Ja byłam druga. Zasnęłam przytulona do mojego ukochanego. 


--------------------------------------------------------------------------------------

Ten rozdział był krótki, ale już przy założeniu tego bloga powiedziałam, że rozdziały będą krótkie, ale będzie ich dużo.  

Rozdział dwunasty

Kiedy tata poszedł do pracy, wyszłam z domu. Musiałam sobie wszystko na spokojnie przemyślec. Usiadłam na krześle przy basenie.
"Ja i Niall nie jesteśmy małżeństwem - pomyślałam. - A będziemy mieli dziecko. Jak to będzie wyglądac?"
- Skarbie, coś się stało? - spytał Blondyn, który wyszedł za mną.
- Jak to będzie wyglądało? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Ale co?
- No wiesz, nie jesteśmy małżeństwem, a jestem w ciąży. Jak to będzie wyglądało? Nie wzięli ślubu i mają dziecko.
- Normalnie. Chodź, idziemy na zakupy.
- Teraz?
- Teraz.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do jubilera. Niall kupił pierścionek. Pojechaliśmy do sklepu z ubrankami dla niemowląt. Dużo pań przeglądało tam ubrania, a obok nich stały wózki z malutkimi dzieciątkami. One były kochane. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, że kocham małe dzieci i że pokocham mojego synka lub córeczkę.
Bardzo dużo ubranek mi się podobało, ale jeszcze nie mogliśmy nic kupic, bo nie wiedzieliśmy, czy to będzie dziewczynka, czy chłopczyk. Z jednej strony cieszyłam się, że będę miała dziecko, ale z drugiej bałam się, że go nie będę umiała pokochac. Wiem, że Niall mówił mi, że na 100% go pokocham, ale jakoś nie mam pewności.
Wróciliśmy do domu. Niall od razu klęknął przede mną z pudełkiem, w którym znajdował się pierścionek, w ręce.
- Carmen, wyjdziesz za mnie? - zapytał.
- Z miłą chęcią - uśmiechnęłam się.
Włożył mi pierścionek na palec i powoli weszliśmy do środka. Wszyscy siedzieli na kanapie, jakby nigdy nic. Już prawie nadszedł czas, żebym pojechała po siostrę, której nie znałam, i jej chłopaka.
- Trzeba za chwilkę jechac na lotnisko - oznajmiłam.
- Nie - sprzeciwił się Niall. - Ty nigdzie nie jedziesz. Ja pojadę.
- Ale mój tata powiedział jej, że ja przyjadę. I powiedział też, jak ja wyglądam.
- No to będziesz siedziała na siedzeniu pasażera. Nie pozwolę ci prowadzic.
- Okey. Idę się przebrac.
Weszłam na górę i założyłam jeansowe rurki, białą bluzkę z krótkim rękawkiem, granatową bluzę, którą dał mi tata i czarne converse. Wróciłam na dół. Niall już brał wszystkie potrzebne na drogę rzeczy. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na lotnisko. Zajęło nam to pół godziny. Na miejscu rozglądałam się za dziewczyną, którą opisał mi tata. Znalazłam. Stała obok niskiego, choc wyższego od niej, bruneta. Rozglądała się, jakby kogoś szukała. Może szukała mnie. Podeszłam do pary.
- Cześc - przywitałam się. - To ty jesteś Cornelia, prawda?
- Tak, to ja. - odpowiedziała blondynka. - A ty pewnie musisz byc Carmen.
- Tak.
- To jest Peter, mój chłopak. To dziwne, mieszkałyśmy w tym samym mieście, chodziłyśmy do tej samej szkoły, a nie znałyśmy się.
- Tak, to dziwne.
Odwróciłam głowę w stronę Nialla. Stał niedaleko nas.
- Chodź tu, kochanie - powiedziałam do niego.
Powoli szedł w naszą stronę.
- To jest mój chłopak Niall. - powiedziałam, gdy podszedł. - Niall, poznaj moją siostrę Cornelię i jej chłopaka Petera.
- Miło mi - uśmiechnął się Blondyn.
- Nam również jest miło - odwzajemnił uśmiech Peter.
- Zaraz, zaraz - wtrąciła Cornelia. - Niall Horan? Ten z One Direction?
- Tak - odpowiedział mój chłopak bez chwili zastanowienia.
- W takim razie, bardzo mi miło.
Poszliśmy w stronę samochodu. Niall włożył walizki Cornelii i Petera do bagażnika.
- Daj mi prowadzic - poprosiłam.
- W tym stanie nie możesz - powiedział surowym tonem. - więc ci nie dam.
- Jesteś podły. Ale i tak cię kocham.
Tylko się uśmiechnął. Wsiedliśmy do samochodu. Całą drogę jechaliśmy w milczeniu. Pół godziny później znaleźliśmy się pod domem.
- Niall! - wyskoczył z domu Lou. Miał straszną minę. - Harry popełnił samobójstwo!
- Co?! - zapytał Niall.
- Nie wygłupiaj się, durniu - szturchnęłam go w ramię.
- Szybko się zorientowałaś, że to żart - stwierdził Louis.
- Bo ty po prostu nie umiesz kłamac.
- A założysz się?
- Wiem, że nie umiesz... Mniejsza o to. To jest moja siostra Cornelia i jej chłopak Peter. Peter, Cornelia, poznajcie Louisa.
- Miło mi - uśmiechnął się Louis.
- Nam też jest miło - odpowiedziała para.
- Dobra - wtrąciłam. - Wy - wskazałam na Nialla i Louisa. - Do domu.
- A ty to co?
- Ja muszę pokazac im dom.
- Równie dobrze ty możesz iśc odpocząc, a ja im pokażę dom - stwierdził Blondyn.
- Nie chcę odpoczywac. A w ogóle dośc dużo dzisiaj zrobiłeś.
- I wystarczająco dużo Przeżyłeś - dodał Lou.
- Do domu - rozkazałam.
Chłopcy skierowali się w stronę naszego domu, a ja, Cornelia i Peter, weszliśmy do domu taty. Od razu powiedziałam gdzie jaki pokój się znajduje. Dali walizki do pokoju, który tata wyznaczył na ubrania i usiedliśmy w salonie.
- To... - zaczęła Cornelia. - Niall to twój chłopak, tak?
- Nie - odpowiedziałam. - Niall to mój narzeczony.
- Jasne? No to gratuluję! Kiedy ślub?
- Jeszcze nie wyznaczyliśmy daty, ale na pewno będziecie zaproszeni.
"Dobrze - pomyślałam. - że nie zapytała co go zachęciło do oświadczyn"
- Na pewno jesteście głodni. - stwierdziłam. - Zrobię coś do jedzenia.
- Nie - sprzeciwiła się siostra. - Pójdziemy spac bez kolacji. Praktycznie nigdy nie jemy kolacji.
- Serio? To tak jak ja. U nas jedynie Niall je kolację.
- No to my już pójdziemy. Dobranoc.
- Tak, dobranoc.
Poszli na górę. Zostałam sama. Nie, nie zostałam sama. Zostałam z moim kochanym dzieciątkiem, które jest w moim brzuchu. Rano domyśliłam się, że jestem w ciąży, a teraz cały czas o nim myślałam. Na pewno pokocham to dziecko.

Kwiecień

Maj

Czerwiec

 Lipiec

Sierpień

Wrzesień

Październik

Listopad

Grudzień

 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam, że tak często pomijam dni i miesiące, ale nie chcę streszczac dni, w których nic się nie działo. To znaczy, wyobraziłam sobie, że Niall i Carmen nie będą w tych dniach robili nic ciekawego. Wtedy Carmen chodzi do szkoły i takie różne zajęcia, jak każda normalna dziewczyna. Ostatniego czerwca zakończyła naukę.

Nowi bohaterowie

Przepraszam, że nie napisałam w bohaterach, ale zapomniałam. W rozdziale dwunastym dochodzi parę osób, w tym siostra Carmen i jej chłopak Peter.

Cornelia Flowers - siostra Carmen, uwielbia One Direction. Chodzi z Peterem. Blondynka o niebieskich oczach.

Peter Evans - chłopak Cornelii. Brunet o brązowych oczach. Lubi słuchac hip-hopu.

Amber Piler - blondynka o fioletowych oczach. Przyjaciółka Cornelii. Tak samo jak Cornelia, uwielbia słuchac One Direction.

Annie Shin - blondynka o błękitnych oczach. Najlepsza przyjaciółka Cornelii. Nie znosi Amandy. Późniejsza dziewczyna Stefano Kiver'a

Ashley Kyls - blondynka o niebieskich oczach. Przyjaciółka Cornelii. Kocha One Direction. Tak jak Annie, nie znosi Amandy.

Rebecca Key - brunetka przefarbowana na blond. Zielone oczy. Przyjaciółka Cornelii. Uwielbia One Direction.

Eric Shan - blondyn o niebieskich oczach. Chłopak Karoliny. Straszny zazdrośnik. Słucha hip-hopu, popu, wszystkiego, co wpadnie mu w ucho.

Caroline Horan - blondynka o niebieskich oczach. Córeczka Carmen i Nialla. Na zdjęciu w wieku dwóch latek.



Caroline nie dojdzie w dwunastym rozdziale, ale już ją wstawiam.

Olivia Plan - brunetka z blond pasemkiem o brązowych oczach. Tak jak Carmen uwielbia grac w piłkę nożną. Też jest buntowniczką. Przyjaciółka Carmen z Polski. Zakochana w Christopherze

Oliwia też nie pojawi się w dwunastym rozdziale, ale lepiej już ją wstawic

Stefano Kiver - ciemny blondyn o niebieskich oczach. Na początku zakochany w Carmen i nie znoszący Nialla. Późniejszy chłopak Annie, przyjaźniący się z Niallem.

Stefano również nie pojawi się w rozdziale dwunastym.

Christopher Pece - blondyn o niebieskich oczach. Przyjaciel Nialla. Zakochany w Olivii. Słucha wszystkiego, co wpadnie mu w ucho.

Christopher także nie wystąpi w dwunastym rozdziale, ale cóż, nie będę później przerywała pisania, żeby go dodac.

Melannie Flowers - blondynka o brązowych oczach. Siostra Carmen, o której główna bohaterka dowiaduje się w piętnastym rozdziale. Uwielbia One Direction. Kocha się w Zaynie.
Carmen i Melannie urodziły się w tym samym dniu tego samego roku i miesiąca. Coś takiego jak bliźniaczki, ale są tylko trochę do siebie podobne.

Melannie pojawia się dopiero w piętnastym rozdziale

Charlie Elev - blondyn o błękitnych oczach. Przyjaciel Nialla. Uwielbia Caroline.

Nie pojawi się w dwunastym rozdziale.

Rozdział jedenasty

W sobotę obudziłam się z dziwnym uczuciem. Nialla nie było w pokoju. Do tej pory nie poszliśmy wybrac prezentu urodzinowego, bo było za dużo zajęc. Chłopcy co chwila mieli jakieś wywiady.
Poszłam do kuchni sprawdzic, czy tam jest. Nie myliłam się. Rozmawiali o czymś z chłopakami. Spojrzałam na niego jak na nieszczęśnika. Był za młody. Ale cóż, jak trzeba, to trzeba.
- Niall - odezwałam się.
- O, cześc, skarbie - podszedł do mnie i pocałował mnie w usta.
- Musimy porozmawiac.
- Jasne, mów.
- Na osobności.
Poszliśmy do pokoju i zamknęliśmy drzwi, żeby nikt nie usłyszał, o czym rozmawiamy.
- O czym chciałaś ze mną porozmawiac? - zapytał Niall.
- Chyba jestem w ciąży - oznajmiłam.
- Co?
- Okres spóźnia mi się już dwa tygodnie. Nie wiem, co zrobic.
- Ale, skarbie, to wspaniale.
- A co, jeśli nie będę umiała pokochac tego dziecka? Co jeśli nie pokocham go tak samo, jak moja mama nie pokochała mnie?
- Na pewno je pokochasz. Jestem tego pewien. Chodź tu do mnie.
Przytuliłam się do niego.
- A tata? - spytałam. - Jak mam mu to powiedziec?
- Ja mu powiem. Nie martw się.
- Kocham cię.
- Ja cię też. I zawsze będę. Ciebie i nasze dziecko. Niezależnie od tego, czy będzie to dziewczynka, czy chłopiec. A wiesz, musimy wymyślic jakieś imię. Może dla chłopczyka Justin?
- Świetne imię. A na drugie Stefano.
- Nie, na pierwsze Stefano. A dla dziewczynki?
- Może... Caroline?
- Świetnie. Caroline Melannie?
- Genialny pomysł... A teraz musimy powiedziec chłopakom.
- To twoja robota. A ja idę do twojego taty.
- Jasne.
Zeszliśmy powoli na dół. Ja skierowałam się w stronę chłopaków, siedzących teraz na kanapie przed telewizorem, a Niall w stronę drzwi.
- Gdzie idzie Niall? - spytał Harry.
- Do mojego taty. - odpowiedziałam. - Chłopaki... Muszę wam coś powiedziec.
- Nawijaj.
- Jestem w ciąży.
- Co?! - krzyknął Lou. - Nie może byc!
- A jednak. - ciągnęłam. - Nie wiem jak, ale stało się.
- Świetna wiadomośc. - powiedział Zayn. - Lou, nie musisz się od razu denerwowac.
- Ależ, Zayn - zaczął Louis. - Ja się nie denerwuję. Po prostu chodzi mi o to, że Carmen i Niall są tacy młodzi, a już dziecko będą miec. Przecież oni sobie nie poradzą.
Wtedy do domu wszedł Niall, a za nim... mój tata. Ojciec miał minę poważną i pewną siebie. Nie było na niej ani cienia radości, ale też nie było złości. Oboje podeszli do nas.
- Carmen - zaczął tata poważnym głosem, a później krzyknął radośnie: - To wspaniała wiadomośc! Czemu sama do mnie nie przyszłaś?
- Bo bałam się twojej reakcji - odpowiedziałam.
- Ale to świetnie, że będziecie miec dziecko. Uwielbiam małe dzieci.
Później zaczęliśmy rozmawiac o różnych rzeczach związanych z dziecmi. Nie wiadomo jak, przeszliśmy do zwierzeń.
- Wiesz, Carmen - powiedział tata. - Tak na prawdę, to nie jesteś jedynaczką. Masz młodszą siostrę, Cornelię. Ona także została w Polsce, ale u innych krewnych. Ona przyjeżdża dziś wieczorem razem ze swoim chłopakiem.
- Dlaczego mówisz mi to? - zapytałam.
- Bo ja będę w pracy jak oni przylecą. I chciałem zapytac, czy mogłabyś po nich pojechac na lotnisko.
- Jasne. Ale musisz do niej zadzwonic i powiedziec, kto po nią przyjedzie.
- Jasne, zadzwonię do niej.

sobota, 18 sierpnia 2012

Rozdział dziesiąty

Rano obudziłam się szczęśliwsza niż zwykle. Do mojej radości doszła jeszcze świadomośc, że w tym roku kończę liceum. Będę całkiem wolna. Będę mogła spędzac każdą wolną chwilę z moim ukochanym. Jeszcze tylko niecałe trzy miesiące. Ale to szybko przeleci, tak jak od września aż do dzisiaj.
Niall spał jak zabity. Nie dziwiłam mu się. Wzięłam swoje rzeczy i poszłam się przebrac. Założyłam czarną krótką suknię bez rękawów marki Vero Moda oraz białe baleriny. Zeszłam do kuchni. Byłam bardzo głodna.
Harry, Lou, Zayn i Liam już tam byli. Siedzieli przy stole, jakby ducha zobaczyli.
- Coś się stało, chłopcy? - zapytałam.
- Nie - odpowiedział Harry. - Po prostu zdziwiliśmy się, że tak wcześnie wstałaś. Taka byłaś zmęczona, a dopiero koło piątej zasnęliście.
- Przestań - rzuciłam w niego butem, który leżał obok mojej nogi.
- Widzisz, Harry? - zaśmiał się Zayn. - Mówiliśmy ci, żebyś z nich nie żartował.
- Mogło się to skończyc jeszcze gorzej - uśmiechnęłam się.
- Niall jeszcze śpi? - zmienił temat Lou.
- Tak, śpi. Jak małe dziecko.
- Tyle dobrze. Nie musi wiedziec, co ci kupiliśmy. A on nam powiedział, że coś ci dzisiaj kupi. Co tylko będziesz chciała.
- Aha, fajnie. Tylko, że za bardzo nie lubię prezentów.
- No to najwyższy czas polubic.
Louis podszedł do jednej z szafek, otworzył ją i wyciągnął z niej pudełko owinięte złotą folią i różową wstążką. Wręczył mi je.
- Jeszcze nie otwieraj - powiedział. - Ja przyniosłem to do środka, bo już nie było miejsca w bagażniku. Chodź za nami.
Skierowaliśmy się do garażu. Liam otworzył samochód i kazał mi otworzyc bagażnik. Zrobiłam to. Wyskoczył na mnie malutki husky, wystawiając język, żeby mnie polizac.
- Teraz możesz otwierac pudełka po kolei - powiedział Lou.
Zrobiłam, co mi kazał. Pierwsze pudełko, które trzymałam w ręce zawierało smycz i obrożę dla psa. Drugie duży koszyk, w którym pies mógł spac. W trzecim była ogromna paczka psiego jedzenia.
- Dziękuję wam - uśmiechnęłam się. - Nie musieliście.
- Ale chcieliśmy - powiedział Zayn. - Mówiłaś, że uwielbiasz psy, więc zasugerowałem, że kupię ci pieska, a chłopcy dokupili dodatki.
- Jesteście kochani.
Z kuchni dobiegł nas jakiś hałas. Pobiegliśmy tam sądząc, że ktoś się włamał. Nikogo, prócz Nialla, nie zobaczyliśmy. Chłopak leżał na ziemi, a za nim krzesło.
"Jak można się potknąc o krzesło? - pomyślałam. - Głupek. Ale i tak go kocham"
- Cześc, skarbie - uśmiechnął się, gdy mnie zauważył.
- Hej, kochanie - odpowiedziałam.
Piesek podbiegł do niego, liżąc go po twarzy. Blondynowi chyba się to podobało.
- Mówiłem, że uwielbiam psy? - spytał.
- Tak, mówiłeś tydzień temu - odpowiedziałam.
Całą resztę dnia spędziliśmy zastanawiając się nad imieniem dla psa. Dopiero wieczorem coś wymyśliłam.
- Hej, a może Abby? - zaproponowałam.
- Świetne imię - stwierdził Liam.
- No to już mamy imię. A teraz znaleźc chętnego, który o tej porze wyjdzie z nim na spacer - powiedział Niall.
Wszyscy spojrzeliśmy na Lou.
- Dlaczego ja? - zapytał chłopak.
- Bo jesteś z nas wszystkich najstarszy - odpowiedział Harry.
- A czemu po prostu nie puścimy go do ogrodu?
- Właściwie też możemy - stwierdziłam.
Było już bardzo późno, więc wypuściliśmy psa do ogrodu, Lou oznajmił, że jeszcze nie będzie szedł spac i zawoła Abby, jak pójdzie. Jako pierwsza poszłam do łazienki. Kiedy położyłam się spac, usnęłam bardzo szybko.

Poniedziałek

Wtorek

Środa

Czwartek

Piątek

Sobota

Niedziela

Poniedziałek

Wtorek

Środa

Czwartek

Piątek

 

--------------------------------------------------------------------------------------------

A oto sukienka Carmen

 

Rozdział dziewiąty

Jeszcze raz podziękowałam tacie za prezenty i przenieśliśmy wszystko do naszego domu. Samochód zaparkowaliśmy do garażu. Gdy weszliśmy do domu, wszyscy, oprócz Zayna i mnie, spojrzeli na Nialla obejmującego mnie w pasie, jakby z choinki się urwał.
- Mogę? - spytałam Bondyna i Szatyna.
- Możesz - odpowiedzieli obaj.
- Prima Aprilis! - krzyknęłam.
- Udało ci się nas nabrac - stwierdził zszokowany Lou.
- Wiecie co? Nie sądziłam, że kiedyś polubię pierwszego kwietnia. A jednak.
- Dlaczego nie lubiłaś tego dnia? - zapytał Niall.
- Zayn.
- Jutro z samego rana zaczynamy świętowac - uśmiechnął się Szatyn.
- Dlaczego? - spytał Harry, który właśnie wszedł do pokoju.
- Carmen ma dziś urodziny.
- To pewnie kupiłeś swojej dziewczynie coś ładnego.
- Carmen nie jest dziewczyną Zayna - wtrącił Blondyn. - Jest moją dziewczyną.
- To czemu cały dzień zachowywaliście się tak, jakbyście serio byli parą?
- Bo chciałam dac nauczkę Niallowi, że się zgodził na ten twój głupi pomysł - odpowiedziałam.
- No to chyba, że tak.
- Jestem strasznie zmęczona. Idę spac.
Poszłam na górę. Weszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i skierowałam się do pokoju Nialla owinięta w szlafrok.
- Oj, przepraszam. Nie sądziłam, że już tu będziesz - powiedziałam do Blondyna siedzącego na łóżku.
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnął się. - Więc dziś masz już dziewiętnaście lat, tak?
- Tak, a ty masz dwadzieścia.
Uśmiechnął się do mnie łobuzersko.

Rozdział ósmy

Obudziłam się rano zupełnie zszokowana. Nie spałam w pokoju Nialla, jak od czasu, kiedy się tu wprowadziłam. Przewróciłam się na drugi bok, aby zobaczyc czy mój ukochany leży obok mnie. I doznałam szoku.
- Coś się stało, skarbie? - uśmiechnął się do mnie Zayn.
- Skąd się tu wzięłam? - zapytałam. - I dlaczego mówisz do mnie skarbie?
- Mówię tak do ciebie, bo cię kocham.
- Co ty gadasz? Muszę stąd iśc, bo inaczej Niall się wścieknie.
- Ale, skarbie. Przecież w styczniu się rozstaliście.
- Co? Nie, Zayn, ja go kocham. Nigdy bym się... A nie, właściwie masz rację. Przepraszam, kochanie, kocham tylko ciebie.
- Na prawdę?
- I wiesz co ci powiem? Prima Aprilis!
- Szybko się domyśliłaś, że to żart.
- Ja taka głupia nie jestem. A teraz, gadaj, czyj to pomysł?
- Louisa, Louis to powiedział, a Niall powiedział Okey.
- W takim razie pomożesz mi się odegrac na Niallu.
- Okey, ale w jaki sposób?
- Do końca dnia będziemy udawac, że ze sobą chodzimy. Będzie miał nauczkę.
- Okey. A teraz, idź się przebrac, odwiozę cię do szkoły, skarbie.
- Ale przecież dzisiaj sobota.
- No to pójdziemy na spacerek.
Zaczęliśmy się śmiac.
"To będzie najlepszy Pirma Aprilis w moim życiu" - pomyślałam.
Poszłam do pokoju, w którym znajdowały się moje ubrania. Wyjęłam z szafy różową sukienkę firmy Vero Moda i tego samego koloru baleriny. Zeszłam na dół na śniadanie. Zayn stał przy szafce z dwoma talerzami, na których były kanapki.
- Śniadanie dla ciebie, skarbie - uśmiechnął się do mnie i postawił jeden z talerzy na stół.
- Dziękuję - odwzajemniłam uśmiech, siadając na jednym z krzeseł.
- Po śniadaniu idziemy razem z Carmen na spacer. Więc nie będzie nas parę godzin.
Niall patrzył na niego zszokowany. Nie wiedział, co powiedziec. Zaśmiałam się krótko, a potem powiedziałam do Blondyna:
- Śniadanie ci stygnie.
Zaczął jeśc. Gdy skończyłam śniadanie, wyszłam przed dom. Zayn już stał przy furtce.
- To dokąd idziemy, skarbie? - spytał.
- Miałam w planach pójśc odwiedzic tatę - szepnęłam.
- No to chodźmy. Może opowiemy mu o naszym planie?
- Jestem za.
Weszliśmy do domu obok. Tata jeszcze nie poszedł do pracy. W soboty miał na dwunastą.
- Cześc, tato - przywitałam się.
- Cześc, Car. - zawołał tata. - Jestem w kuchni.
Przeszliśmy do pomieszczenia obok.
- Dzień dobry - uśmiechnął się Zayn.
- Dzień dobry, Zayn - odpowiedział tata zupełnie zaskoczony.
Usiedliśmy przy stole. Opowiedziałam tacie, jaki kawał wywinęli mi chłopcy i wyjaśniłam mu, na czym polega mój plan.
- Właśnie - przypomniał sobie o czym tata. - Wszystkiego najlepszego, córeczko.
- Kompletnie zapomniałam! - zawołałam. - Dziś są moje urodziny!
- Tak, i właśnie z tej okazji mam dla ciebie mały prezencik. A raczej dwa małe prezenciki. Zaraz wracam.
Poszedł do salonu. Zayn spojrzał na mnie zdziwiony.
- Dzisiaj twoje urodziny? - zapytał.
- Tak - odpowiedziałam. - Ale nie lubię za bardzo tego dnia.
- Dlaczego? Przecież to twoje święto.
- Nic nie rozumiesz. Miec urodziny w Prima Aprilis? Istny koszmar. Każdy płata ci figle, nie zważając na to, że dziś masz urodziny. Nie cierpię tego.
- Przepraszam za to, że ci zrobiliśmy kawał. Nie wiedziałem, że masz dziś urodziny.
- To nie twoja wina. Mogłam wam powiedziec.
W tym momencie do kuchni wrócił tata z rękoma w kieszeni.
- Chodź za mną - powiedział.
Razem z Zaynem ruszyliśmy za nim. Poszliśmy do garażu. Co? Do garażu? Od kiedy chowa się prezenty w garażu?
Czerwone volvo? Nie mogłam uwierzyc własnym oczom. To był sen. To musiał byc sen.
- Dziękuję, tato - rzuciłam się ojcu na szyję.
- Nie dziękuj - powiedział. - Tylko przestań mnie dusic i zajrzyj do bagażnika.
Zrobiłam jak mi kazał. Aż zabrakło mi słów. Pięc skrzyń. To nie były dwa prezenty. Do był tysiąc prezentów.
- Otwórz - powiedział tata.
- Wiesz, że nie musiałeś mi dawac tego wszystkiego - uśmiechnęłam się do niego.
- Ale chciałem. No już, otwieraj.
Otworzyłam jedną skrzynię. Same sukienki. Druga. Koszulki. Trzecia. Buty. Czwarta. Spodnie. W ostatniej były bluzy.
- Dziękuję, tato - powiedziałam powoli.
- Nie dziękuj.
Rozległo się pukanie do drzwi. Dochodziło z salonu. Tata zostawił drzwi do garażu otwarte, więc słyszeliśmy rozmowę, która przebiegała w salonie.
- Dzień dobry panu - usłyszeliśmy męski głos.
- Cześc, Niall - odpowiedziała tata. - Coś się stało?
- Nie. To znaczy tak. Są może u pana Carmen i Zayn?
- Nie, a czemu pytasz?
- Bo ona się dziś jakoś dziwnie zachowuje. Tak jakbyśmy już dawno nie byli razem.
- No bo przecież już dawno nie jesteście razem. Pokłóciliście się o to, że Carmen przez cały dzień przebywała z przyjaciółkami, a ty nie chciałeś z nimi iśc, więc się obraziłeś.
- Trzeba to zapamiętac - szepnęłam do Zayna.
- Ale nic takiego się nie zdarzyło - powiedział Niall.
- Jak nie jak tak? - zapytał tata.
- Hej - szepnęłam znów do Zayna. - Może stąd wyjdziemy i powiemy mu prawdę?
- Jasne, nie przedłużajmy mu dłużej tej męki - odpowiedział szatyn.
Weszliśmy do salonu. Ani Blondyn, ani tata nas nie zauważyli. Tata cały czas opowiadał swoją zmyśloną historyjkę. Zayn klepnął mnie lekko po ramieniu i wskazał ruchem ręki, że on zostaje w miejscu, w którym się znajduje. Skinęłam głową.
- Nie musisz dłużej zmyślac, tato - uśmiechnęłam się. - Dziękuję ci za pomoc.
Podeszłam do Nialla i lekko pocałowałam go w usta.
- Cześc, kochanie - uśmiechnęłam się ponownie.
- A gdzie masz Zayna? Jak zobaczy, że mnie całujesz, to będzie zazdrosny.
- Nie będzie zazdrosny, bo nic między nami nie ma. Chciałam ci po prostu dac nauczkę za ten głupi dowcip, a Zayn mi w tym pomagał.

Rozdział siódmy

Rano obudził mnie tata mówiąc, że musimy jechac po Nialla. Założyłam niebieską bluzkę z krótkim rękawkiem, szarą bluzę od Nialla, czerwone rurki i białe adidasy. Wsiadłam do samochodu. Nim się obejrzałam, byliśmy już pod szpitalem. Od razu skierowałam się do pokoju, w którym przebywał Niall. Blondyn siedział na łóżku, gotowy do wyjścia.
- Niall - szepnęłam.
- Carmen - odszepnął.
Rzuciłam się mu na szyję. Wiedziałam, że dobrze zrobiłam, że się zgodziłam do niego przeprowadzic. Poszliśmy do samochodu, gdzie czekał na nas tata. Usiadłam z tyłu razem z Niallem.
- Dzień dobry - przywitał się mój chłopak.
- Dzień dobry - odpowiedział tata, uśmiechając się do niego.
- I co powiedziała?
- Zgodziłam się - oznajmiłam za tatę.
- Na prawdę? - zdziwił się chłopak.
- Na prawdę.
- Carmen - wtrącił tata. - Twoje rzeczy już są spakowane.
- Co? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Nudziło mi się rano, więc postanowiłem cię spakowac.
- Dziękuję.
Kiedy dojechaliśmy do domu, wzięliśmy moje walizki na dwór.
- Reszta bandy wie, że się do nich przeprowadzam? - spytałam.
- Nie - odpowiedział tata.
- Tyle dobrze. Jeszcze raz, dziękuję, tato.
- Nie dziękuj, tylko lec, bo ci chłopak ucieknie.
Faktycznie, Niall był już przy furtce z moimi walizkami.
- Pa - dałam tacie buziaka w policzek.
- Pa
Pobiegłam za moim chłopakiem. Uśmiechnęłam się do niego, przepełniona szczęściem.
- Teraz ich nie ma w domu - powiedział. - O tej porze wszyscy wychodzimy.
- No to będą mieli niespodziankę, jak przyjdą.
- No.
Kiedy weszliśmy do domu, zatrzymałam się i odwróciłam w stronę ukochanego.
- Gdzie mam spac? - spytałam.
- Właściwie w żadnym z wolnych pokoi nie mamy łóżek. Więc, wolisz spac u mnie, czy na kanapie?
- A jak sądzisz?
- Wiedziałem, że to powiesz. Chodź za mną.
Niall zaprowadził mnie do pustego pokoju. Pustego, jak to pustego. Stała w nim szafa.
- Daj tu swoje walizki. Ja później włożę twoje rzeczy do szafy - oznajmił z uśmiechem na ustach.
- Jasne.
Wyszliśmy z pokoju. Skierowaliśmy się do kuchni.
- Zamknąłeś drzwi, prawda? - zapytałam.
- Tak - odpowiedział. - Nie byłoby tak śmiesznie, gdyby oni sami weszli. I wiesz co? Mam pewien pomysł.
Blondyn wyjaśnił mi, na czym polega jego plan. Kiedy rozległ się dzwonek do drzwi, Niall pobiegł na górę do swojego pokoju, a ja otworzyłam drzwi, ubrana tylko w szlafrok. Chłopcy spojrzeli na mnie, jakby ducha zobaczyli.
- Cześc - uśmiechnęłam się do nich.
- Cześc, Carmen - powiedzieli przerażeni. - Gdzie Niall?
- Na górze. - wpuściłam ich do środka. - A coś się stało, że tak od razu pytacie o niego?
- Nie, nic się nie stało. - odpowiedział Louis. - Ale trochę się zdziwiliśmy, jak cię tutaj zobaczyliśmy.
- Jeszcze tak ubraną - dokończył za niego Liam.
-  I widzimy, że przyszliśmy nie w porę - uśmiechnął się Harry.
- To wy nie wiecie? - zignorowałam słowa Harrego i Liama.
- O czym mamy wiedziec? - zapytał Zayn.
- Dzisiaj się tutaj przeprowadziłam - odpowiedziałam.
- Serio? - zdziwił się Louis. - No to my wyjdziemy. Nie będziemy wam przeszkadzac.
- Ale nie przeszkadzacie. Właśnie wzięłam prysznic i owinęłam się w szlafrok. Miałam iśc wybrac coś z moich rzeczy, ale zapukaliście, więc poszłam otworzyc.
Chłopcy nie odpowiedzieli. Usiedli i siedzieli w milczeniu. Po schodach zszedł Niall, rozbawiony całą sytuacją.
- Udało nam się was nabrac - śmiał się. - O ile pamiętam, to wy mnie zawsze nabieraliście. No to teraz malutka zamiana.
- Czemu nam nie powiedziałeś, że Carmen się do nas wprowadza? - spytał Zayn, ignorując słowa Blondyna.
- Bo sam nie wiedziałem - odpowiedział mój chłopak.
Wszystkie miesiące przeleciały nam szybko. Nie przejmowaliśmy się, który dzień miesiąca jest, chodziłam do szkoły, spotykałam się z Karoliną i Mel. Robiłam wszystko to, co zwykła nastolatka.


Październik


Listopad


Grudzień


Styczeń


Luty


Marzec

piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział szósty

Zanim tata przyszedł, lekarz oznajmił, że dziś wypuszczają mnie ze szpitala. Jednak nie wyszłam z niego. Zostałam razem z Niallem, który spał jak małe dziecko. No więc miałam dużo czasu, żeby wszystko przemyślec.
"Ile się działo w ciągu tych trzech dni, jak tu jestem. - pomyślałam. - Najpierw poznałam tego przystojniaka i jego przyjaciół. Potem Mel. Niall zaprosił mnie na randkę, której w końcu nie było. Dowiedziałam się, że chłopcy są sławni. Wylądowałam tutaj. Później Niall. Dowiedziałam się, że mam cichego wielbiciela ..."
- Carmen - moje rozmyślania przerwała Mel, która razem z Karoliną, cichutko weszła do pokoju. - Wszystko dobrze?
- Tak, wypisali mnie - odpowiedziałam.
- To dobrze, a co z Niallem?
- Lekarz powiedział, że będzie dobrze.
- To tyle szczęścia.
- Twój tata - wtrąciła Karolina. - Przed chwilą do mnie zadzwonił i powiedział, że będzie tutaj za około dziesięc minut.
- Jasne. Karolina.
- Tak?
- Dziękuję.
- Za co?
- Za wszystko. Za to, że wróciłaś. Za to, że jesteś. Tobie, Mel, też dziękuję. Dziękuję wam za to, co dla mnie robicie. Jesteście kochane.
- Nie masz za co dziękowac - powiedziały obie równocześnie.
Zaczęłyśmy rozmawiac o różnych rzeczach. Nagle drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł tata.
- Co z nim? - zapytał na dzień dobry.
- Jest ciężko pobity. - odpowiedziałam. - Lekarze mówią, że wszystko będzie dobrze. No i taką mam nadzieję.
- Ja też. Mam coś dla niego. Jako dla chłopaka mojej córeczki.
Wyjął z kieszeni kluczyki do jakiegoś samochodu.
- Tato - powiedziałam powoli. - Przecież Niall ma samochód. Nie musiałeś mu go kupowac.
- Spokojnie. Dostanie go dopiero po waszym ślubie.
- A skąd wiesz, że będzie jakiś ślub?
- Jakoś tak mi się powiedziało.
Mimowolnie uśmiechnęłam się. Zerknęłam na śpiącego. Otworzył oczy.
- Dzień dobry - uśmiechnął się do taty.
- Dzień dobry. - odpowiedział mężczyzna. - Rozmawiałem z lekarzem. Powiedział, że jutro rano cię wypuszczą.
- Dziękuję za informację. - powiedział Niall, a potem zwrócił się do mnie: - Skarbie, jesteś strasznie blada, musisz coś zjeśc.
- Nie jestem głodna. - odpowiedziałam. - Wolę byc przy tobie. Nie zostawię cię samego.
- Proszę, idź do domu. Naprawdę musisz coś zjeśc i się porządnie wyspac.
- Ale ...
- Żadnego ale. Idź, już.
- Pa.
Pocałowałam go lekko w usta.
- Pa - odpowiedział.
Kiedy zaparkowaliśmy przed domem, zauważyłam, że samochód mamy dalej tam stoi. Zdziwiłam się nie na żarty.
- Mama jednak się nie wyprowadziła? - zapytałam.
- Wyprowadziła się, ale zadzwonili do niej ze szpitala, że cię wypisali, więc przyjechała ugotowac ci coś do jedzenia.
- Nie musiała się tak wysilac. I tak nic nie zjem.
Zanim weszliśmy do domu, tata więcej się nie odezwał. Za to po wejściu, mama od razu do mnie podbiegła.
- Córciu - powiedziała, ale w jej oczach nie było widac ani śladu troski. - Wszystko w porządu?
- Nie - odpowiedziałam. - Nic nie jest w porządku. Zostaw mnie.
- Ale, Carmen. Co się stało?
- Co się stało? - niemal krzyknęłam. - To się stało, że w ogóle mnie tutaj nie chciałaś. Nigdy mnie nie chciałaś. Teraz to wiem. Byłam największą pomyłką twojego życia. Nienawidzę cię.
Do oczu napłynęły mi łzy. Pobiegłam do swojego pokoju. Całe życie myślałam, że mama mnie kocha. Ale to było kłamstwo. Ona całe życie mnie okłamywała.
Usłyszałam pukanie i drzwi powoli się otworzyły. Do pokoju wszedł tata. Przytulił mnie do siebie.
- Może mama cię nie kochała - powiedział tata. - Ale ja cię kochałem, kocham i zawsze będę cię kochał. Niall także cię kocha. Wiesz o tym.
- Tak, wiem - odpowiedziałam, wciąż płacząc.
- I wiesz co? Powiem ci coś w sekrecie.
- Co takiego?
- Wczoraj zapytałem Nialla, czy, jeśli się zgodzisz, będziesz mogła się przeprowadzic do nich. Zgodził się. Co ty na to?
- Ja na to jak na lato, tato, ale... Co z tobą? Przecież nie możesz tu byc sam.
- Szczerze, kiedyś tak się pokłóciliśmy z twoją mamą, że mieszkałem sam przed miesiąc. I wcale nie było tak źle. Wytrzymam. A w każdej chwili mogę przecież was odwiedzic, nieprawdaż?
- Tak, prawda. - rzuciłam się ojcu na szyję. - Dziękuję, tato.
- Ale nie przeprowadzisz się tam zanim Niall nie wyjdzie ze szpitala, zrozumiano?
- Tak.
- A teraz, do spania. Rano jedziemy po twojego chłopaka.
"Mojego chłopaka. - pomyślałam. - Jak to fajnie brzmi."
- Dobranoc - powiedziałam.
- Dobranoc, córeczko - odpowiedział tata.

Rozdział piąty

Kiedy się obudziłam, przy moim łóżku nie było nikogo. Tata miał przyjśc w południe, a Karolina i Mel miały lekcje. Chłopcy na pewno zostawiliby mnie z Niallem sam na sam, więc nie mieli po co przyjeżdżac. Ale gdzie Blondyn ? Jak wychodzili, to powiedział, że przyjdzie z samego rana.
Do pokoju wszedł lekarz. Spojrzał na mnie.
- Czy widział pan Nialla ? - zapytałam powoli.
- Tak. Niestety, tak - odpowiedział.
- Był w szpitalu ? Dlaczego do mnie nie przyszedł ?
- Chodź ze mną.
Poszłam za doktorem, obawiając się najgorszego. No i sprawdziło się.
- Jest w ciężkim stanie - oznajmił pan Kley.
- Co mu się stało ?
- Został bardzo brutalnie pobity.
- Kto zadzwonił na pogotowie ?
- Nie wiadomo. Ten, kto dzwonił, dzwonił z budki telefonicznej. Nie przedstawił się.
- Mogę porozmawiac z Niallem ?
- Pewnie, ale nie męcz go za bardzo.
Weszłam do pokoju, w którym leżał chłopak. Znowu do oczu napłynęły mi łzy, tak jak wczoraj wieczorem.
- Niall - powiedziałam cicho.
- Carmen - spojrzał na mnie. - Nie płacz. Nie lubię patrzec, jak płaczesz.
- Kto ci to zrobił ? - zmieniłam temat.
- Jakiś brunet. Powiedział "Carmen jest moja" i zaczął mnie bic, kopac i wszystko inne.
- Zapłaci mi za to.
- Nie, Carmen. To jest sprawa między nim a mną. Nie mieszaj się w to.
- Ale muszę coś zrobic. On cię pobił, Niall. Nie zostawię tego tak.
- Nie możesz, Carmen.
Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł wysoki brunet.
- Cześc, kochanie - zwrócił się do mnie.
- Nie widzę tutaj żadnej dziewczyny oprócz mnie - odpowiedziałam oschłym głosem.
- Bo to było do ciebie.
Podeszłam do niego.
- Słuchaj - zaczęłam. - Nie wiem, co sobie wymyśliłeś, ale nie jestem twoją dziewczyną. Nawet cię nie znam.
- Ale, kochanie - zaczął.
- I nie mów do mnie kochanie - przerwałam mu.
Popchnął mnie do tyłu. Wpadłam z wielkim hukiem na ścianę.
- Bo co ? - zapytał. - Bo wolisz tego lalusia ode mnie ? Wolisz jak on cię tak nazywa ? No to się zdziwisz, jak ci powiem, że on chodzi z Amandą. I co ? Nie wiesz co powiedziec, kochanie ?
Zignorowałam go i spojrzałam w stronę drzwi. Do pokoju wbiegli Liam, Louis, Zayn i Harry.
- Puśc ją - Louis rzucił się na bruneta.
- Teraz to ty nie wiesz, co powiedziec. - uśmiechnęłam się. - I jeszcze raz powtórzę; nie mów do mnie kochanie.
Chłopcy wyprowadzili bruneta z pokoju. Kiedy wrócili, spojrzeli na mnie z troską w oczach.
- Dziękuję - powiedziałam.
Tylko się uśmiechnęli. Spojrzałam na Nialla. W jego oczach widac było przerażenie.
- Nic mi nie jest - powiadomiłam go.

Rozdział czwarty

Obudziłam się w szpitalu. Przy łóżku siedział mój tata razem z Niallem. Za drzwiami byli Zayn, Liam, Louis, Harry, Mel i Karolina. Ta ostatnia patrzyła na mnie ze smutkiem. Gdy zobaczyła, że otworzyłam oczy, uśmiechnęła się do mnie. Spojrzałam na Nialla. Spał. Z kolei tata wpatrzony był w niego jak w jakiegoś anioła.
- Cześc, tato - uśmiechnęłam się.
Automatycznie odwrócił twarz w moją stronę. Jego oczy zabłysły szczęściem.
- Carmen - powiedział. - Ty żyjesz.
- Tak, żyję. Gdzie mama ?
- Nie chciała tu przyjeżdżac. Wiesz, to może nie najlepszy moment, ale ona tak naprawdę nie chciała, żebyś tu przyjeżdżała. Przekonywałem ją przez dwa tygodnie bez przerwy. Ale teraz najważniejsze jest, że żyjesz.
- Co mama ci powiedziała, jak powiedziałeś jej, że jestem w szpitalu ?
- Powiedziała, że nie chce o tobie słyszec i że właśnie się pakuje. Wyprowadza się jeszcze dzisiaj. Mówi, że pójdzie mieszkac do jakiejś koleżanki.
- Czyli mama tak naprawdę mnie nie chciała ?
- Obawiam się, że nie. Ale za to ja zawsze się chciałem.
Spojrzał na Nialla.
- Czy wy - zaczął. - No, wiesz, czy jesteście razem ?
- Wiesz, właściwie to sama nie wiem. Chyba tak. Czy to, że umówiliśmy się na randkę i że powiedział do mnie Skarbie, się liczy ?
- Liczy się, liczy. On cię kocha. To było widac w jego oczach, jak na ciebie patrzył.
Niall otworzył oczy. Spojrzał na mnie i się cały rozpromienił. Rzuciłam mu się na szyję. Uścisnął mnie tak, jakbym mogła się zaraz rozpaśc. "Ale rozumiem go. - pomyślałam. - Nie chce, żeby coś mi się stało".
Wtedy do pokoju wszedł lekarz.
- Panie Flowers - zwrócił się do taty. - Niestety pana córka będzie musiała zostac tutaj parę dni.
- Parę to znaczy ile ? - zapytał tata.
- Dwa, może trzy. - odpowiedział lekarz, a potem zwrócił się do mnie, wskazując na Nialla. - Jak rozumiem, ten chłopak to twój kolega.
- Ktoś więcej niż kolega - oznajmiliśmy jednocześnie.
- W takim razie - zwrócił się do Nialla. - Opiekuj się nią dobrze. Teraz będzie potrzebowała więcej uwagi niż przedtem. Przynajmniej przed dwa tygodnie. Ale mam nadzieję, że będziesz się nią zajmował dłużej.
- Tak, będę - odpowiedział Blondyn.
Cały czas byłam wtulona w jego ramię. Ale po chwili trochę się od niego odsunęłam, żeby spojrzec na swoich przyjaciół stojących za drzwiami.
- Czy mogę ich wpuścic ? - spytał doktor. - Nie mogą się doczekac, kiedy z tobą porozmawiają.
- Tak - odpowiedziałam.
Młody lekarz o niebieskich oczach i brązowych włosach, otworzył drzwi. Do pokoju weszli moi przyjaciele.
- Jak się czujesz ? - zapytał Louis.
- Dobrze - odpowiedziałam.
- To .. Nie zobaczymy cię przez parę dni ? - odezwał się Liam.
- Możecie do mnie przychodzic, kiedy będziecie chcieli.
- Carmen - Karolina podeszła do mnie. - Ja chciałam cię przeprosic.
- Nie masz za co mnie przepraszac.
- Mam. Przepraszam za to, że wtedy odwróciłam się od ciebie. W ogóle za wszystko. A zwłaszcza za Amandę.
- To nie twoja wina, że mnie uderzyła.
- Tak, to nie moja wina, że odebrałaś mi chłopaka - przy drzwiach stała Amanda.
Z tego, co było widac na jej twarzy, była z siebie zadowolona.
- Przecież ja cię nawet nie znam. - wtrącił Niall. - Jak mógłbym z tobą byc ? To jakiś absurd.
Amanda podchodziła powoli, ale pewnie. Tak jakby chciała mnie dobic.
- Wiesz co, Amanda ? - powoli wstałam, uważając na każdy ruch. - Może i wymachiwac rękami to ty umiesz, ale nic nie wiesz o biciu się. Ty całe życie spędziłaś w sklepach na oglądaniu ciuchów, a ja na boisku. Tam nieraz toczą się bijatyki. Myślisz, że czemu nie obroniłam się przed twoim ciosem ? Bo wiedziałam, że po nim nic mi nie będzie. Że wyląduję w szpitalu, ale będę się czuła lepiej niż kiedykolwiek. Ja się uodporniłam na tego typu uderzenia. Gdybym nie spędzała tyle czasu na boisku, już dawno bym się w grobie przewracała. Ale nie tylko dzięki grze przeżyłam. Przeżyłam dlatego, że mam dla kogo życ. Mam wielu przyjaciół, którzy mnie wspierają w trudnych chwilach. Mam też rodziców, którzy mnie potrzebują. Dla tych wszystkich osób, które tutaj widzisz, świat beze mnie byłby dla nich niczym. Nie istniałby. Tak samo byłoby, gdyby oni odeszli. Odeszłabym razem z nimi. Przy życiu trzymają mnie tylko przyjaciele i rodzina. Nic więcej. Gdyby nie oni, mnie nie byłoby na tym świecie.
- To się zmieni - powiedziała pewna siebie Amanda.
- Proszę, odejdź stąd - podeszłam do niej. - Nie chcę cię widziec.
Amanda wyszła z pokoju. Usiadłam na łóżku. Rozległ się dzwonek telefonu. Do taty ktoś dzwonił. Odebrał.
- Halo ? - powiedział do słuchawki. - Tak, to ja. Okey, już tam idę. Na razie.
Schował komórkę do kieszeni.
- Z pracy ? - zapytałam.
- Tak - odpowiedział. - Jest konferencja i muszę się na nią zjawic. Przyjadę jutro, bo na pewno już będziesz spała jak skończymy.
- Okey. Pa, tato.
- Pa, córciu.
Wyszedł, a za nim lekarz. W pokoju zapanowała cisza. Ponownie przytuliłam się do Nialla.
- Hej - odezwała się Karolina. - A może, tak dla zabicia czasu, opowiesz tą historyjkę o patologii, którą opowiadałaś w piątej klasie na lekcji ?
- Ciemne chmury - zaczęłam. - Deszcz leje. Dzieciak siedzi w pokoju. Ojciec pijany wściekły wraca do domu, a mały już płacze, bo dobrze wie, że dziś nie zaśnie. Bo tata będzie szalał ..
- Bił mamę - dokończyła za mnie zdanie Karolina.
- .. No właśnie - ciągnęłam. - Wiesz co ? Powiem ci tak jedno słowo szczerze. Taki mówi, że się zmieni, ale ja w to nie wierzę. No i gdzie ta policja, jak psychol dręczy swą rodzinę ? Przyjedzie, odjedzie, powie "Ja problemu nie widzę". No i jak ta kobiecina ma poradzic sobie sama, kiedy w domu pod jednym dachem masz takiego drania ? Dla niego nie ważne, czy to dziecko, czy kobieta. Katuje ich jak zwierzęta, to nie jest tandeta. A opieka potrafi reagowac szczerze w czasie. Zabiera dzieciaka z domu. Takie sytuacje znacie. Tylko szkoda, że nie wie, jak ta matka miała lekko, bo to, co przeżywała, to dosłownie istne piekło. On trafia do domu, tak zwanego Domu Dziecka, gdzie na życiowej drodze stoi kolejna poprzeczka. Bo nie wie, czy w tym życiu jest komuś potrzebny. Tak uczony, by na słabszych wyładowywac swe nerwy. Teraz zdaje sobie sprawę, że nie ma przy nim już mamy ... - do oczu napłynęły mi łzy. Wszyscy to zauważyli.
- Co się stało ? - zapytał Niall z troską w głosie.
- Zniszczona psychika dziecka - ciągnęłam. - O tym dzisiaj pogadamy. Szczerze, jak o tym słyszę, przechodzą mnie dreszcze. I wierzcie, mogę opowiedziec, co czuję. Jak przez złe wcyhowanie psychikę dziecka rujnujesz. Najpierw lata, tu i tam, potem wita zakład karny, a potem pętla na szyję i, dziękuję, człowiek martwy.
Wtedy rozkleiłam się na dobre. Wtuliłam twarz w ramię Nialla i płakałam.
- Przepraszam - wyszeptałam.
Przepraszam, że piszę tak późno, ale nie miałam dzisiaj w ogóle czasu. Od razu biorę się do pisania.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Rozdział trzeci

Gdy przyszła nasza kolej na autografy, zobaczyłam to, co bałam się zobaczyc. Zayn, Louis, Liam, Harry, Niall. Oni byli sławni ? Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam ?
- Siemanko, sąsiadko - zawołał Zayn.
Niall automatycznie odwrócił głowę w moją stronę.
- Zakochańce! - krzyknął Louis.
Spojrzałam na Mel. Miała minę, jakby chciała zapytac: "Co to znaczy ?". No i zapytała:
- Co to wszystko znaczy, Car ?
- My ci powiemy - wtrącił Liam.
- Zapraszamy was do Gordon Ramsay - uśmiechnął się Louis.
Szłam na końcu razem z Niallem.
- Nie mówiłeś im, że się umówiliśmy ? - spytałam go.
- Nie, nie mówiłem - odpowiedział.
- Tyle dobrze.
- A twoja koleżanka chyba jest zainteresowana Liamem.
- Chyba tak.
Kiedy weszliśmy do restauracji, usiedliśmy w pierwszym lepszym stoliku siedmioosobowym. Siedziałam między Mel a Niallem. Obok mojej przyjaciółki siedział Liam, który był w nią zapatrzony jak w obrazek. Po drugiej stronie stolika usiedli Harry, Zayn i Louis.
- Więc - zaczął Liam. - Poznaliśmy się, jak Carmen miała cztery lata. Była wtedy taka słodka i kochaniutka. Niall powiedział do nas: "Siedzi na tej huśtawce taka samotna, zaprośmy ją do zabawy". Po tych słowach od razu wiedzieliśmy, że Car mu się podoba. Od tamtej pory byli z Car najlepszymi przyjaciółmi. Niall, jak tylko ją widział, nie mógł wymówic ani słowa. - wtedy Liam przerwał, jakby nie wiedział, co było dalej.
- Dwa lata po naszym poznaniu, w jedne wakacje - podjął się opowiadania Niall. - jej rodzice powiedzieli, że nie przyjedzie tu już nigdy więcej. Wiedziałem, że to koniec naszej przyjaźni. Ale teraz, po dwunastu latach, przyjechała. I możemy znowu się przyjaźnic. Może nie będzie tu tak bardzo szczęśliwa jak ze swoimi przyjaciółmi, ale przynajmniej ma nas i swoich rodziców.
- Będę tu szczęśliwsza niż tam. - wtrąciłam. - Może i miałam tam przyjaciół i .. byłam w drużynie, ale nie byłam tam szczęśliwa. Bałam się z kimś bardziej zaprzyjaźnic po tym, jak pewna Amanda odbiła mi przyjaciółkę. Chciałam się stamtąd wynieśc od dłuższego czasu. Nie mogłam znieśc tego cierpienia, tych wszystkich wspomnień.
- Teraz masz nas, Carmen - uśmiechnęła się Mel.
- Carmen ? - zapytała blondynka o fioletowych oczach, która właśnie przechodziła obok nas razem ze swoją przyjaciółką. - Czy ja dobrze usłyszałam ?
- Tak - odpowiedziałam.
- Nie poznajesz jej ? - zapytała jej przyjaciółka, brunetka o niebieskich oczach, o dziwo, po polsku. - Przecież to Carmen Flowers.
Wtedy ją poznałam. Amanda Lilia. Dziewczyna, która odebrała mi moją przyjaciółkę, Karolinę, tą brunetkę o niebieskich oczach.
- Proszę, proszę. - uśmiechnęła się złośliwie Amanda. Mówiła po angielsku. - Carmen Flowers. Co ? Przyjechałaś, aby przekonac Karolinę, żeby się z tobą na nowo zaprzyjaźniła ? Nie uda ci się to.
- Nie przyjechałam po to. - odpowiedziałam równie złośliwie. - Przyprowadziłam się tutaj do rodziców. A jeślibym chciała odzyskac Karolinę, już dawno bym to zrobiła.
- Zamilcz.
- Nie, nie zamilknę. Nie jestem twoją służącą. A ty nie będziesz wydawac mi poleceń. Co ja ci zrobiłam ? Czym ci zawiniłam, że tak mnie traktujesz ?
- Sobą! - krzyknęła i uderzyła mnie w nos z całej siły. Poleciałam do tyłu. Uderzyłam głową o podłogę, jednak nie tak mocno, aby od razu stracic przytomnośc.
- Carmen! - krzyknął Niall i rzucił się w moją stronę. - Carmen, nie ruszaj się. - zwrócił się w stronę Louisa: - Lou, dzwoń po karetkę.
- Już się robi - odpowiedział chłopak.
- Nie - sprzeciwiłam się. - Louis, nie dzwoń.
- Ale, skarbie, musimy zadzwonic. Inaczej umrzesz.
"Skarbie. Jakie piękne słowo. - uśmiechnęłam się do siebie w duchu. - Jeszcze nigdy żaden chłopak mnie tak nie nazwał."
- Zrobię wszystko, byleby w twoich ramionach - uśmiechnęłam się do niego.
- To mam dzwonic, czy nie ? - zapytał Louis zniecierpliwiony.
- Tak - powiedział Niall.
- Nie - spojrzałam na bruneta.
- Dzwoń, Louis. - wtrąciła Mel. - Ona gada same głupoty.
- Dzwonię - powiedział ostatecznie Lou.
- Dlaczego ? - spytałam. - Przecież prawie mnie nie znasz.
- Znam cię. Pamiętam cię aż za dobrze. Słodziutka dziewczynka uwielbiająca misie. Ale jedno mnie zadziwiło; że nigdy się do tego nie przyznałaś. Widzieliśmy jak traktowałaś swojego ulubionego misia. Jakby był żywą istotą. Dzwonię.
Odwróciłam się w stronę Nialla. Wpatrzyłam się w jego oczy, jakbym miała je widziec po raz ostatni.
- Trzeba zawiadomic moich rodziców - szepnęłam ze łzami w oczach. - Tata przeżyłby załamanie nerwowe, gdyby się ze mną nie przywitał i nie pożegnał mnie.
- Zadzwonię do twoich rodziców - zaproponowała Karolina.
- Co ?! - krzyknęła Amanda. - Będziesz jej pomagac ?! Sorki, ale pomyliłaś się co do osoby. Jesteś moją przyjaciółką, a nie jej!
- Nie - sprzeciwiła się Kara. - Nie jestem twoją przyjaciółką. Ci, którzy krzywdzą ludzi, nie nazywają się przyjaciółmi.
Karolina wyjęła telefon z kieszeni i zadzwoniła do mojego taty.
- Halo - powiedziała po chwili. - Dzień dobry, panie Flowers. Tutaj Karolina, znajoma Carmen. Car właśnie jedzie do szpitala. Chciała, żeby pan tam przyjechał. Wyjaśni to panu na miejscu. Dobrze, do widzenia.
Schowała komórkę.
Oczy same mi się zamykały. Odwróciłam głowę w stronę Nialla. Chciałam ostatnie sekundy swojego życia spędzic wpatrzona w jego twarz.