piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział czwarty

Obudziłam się w szpitalu. Przy łóżku siedział mój tata razem z Niallem. Za drzwiami byli Zayn, Liam, Louis, Harry, Mel i Karolina. Ta ostatnia patrzyła na mnie ze smutkiem. Gdy zobaczyła, że otworzyłam oczy, uśmiechnęła się do mnie. Spojrzałam na Nialla. Spał. Z kolei tata wpatrzony był w niego jak w jakiegoś anioła.
- Cześc, tato - uśmiechnęłam się.
Automatycznie odwrócił twarz w moją stronę. Jego oczy zabłysły szczęściem.
- Carmen - powiedział. - Ty żyjesz.
- Tak, żyję. Gdzie mama ?
- Nie chciała tu przyjeżdżac. Wiesz, to może nie najlepszy moment, ale ona tak naprawdę nie chciała, żebyś tu przyjeżdżała. Przekonywałem ją przez dwa tygodnie bez przerwy. Ale teraz najważniejsze jest, że żyjesz.
- Co mama ci powiedziała, jak powiedziałeś jej, że jestem w szpitalu ?
- Powiedziała, że nie chce o tobie słyszec i że właśnie się pakuje. Wyprowadza się jeszcze dzisiaj. Mówi, że pójdzie mieszkac do jakiejś koleżanki.
- Czyli mama tak naprawdę mnie nie chciała ?
- Obawiam się, że nie. Ale za to ja zawsze się chciałem.
Spojrzał na Nialla.
- Czy wy - zaczął. - No, wiesz, czy jesteście razem ?
- Wiesz, właściwie to sama nie wiem. Chyba tak. Czy to, że umówiliśmy się na randkę i że powiedział do mnie Skarbie, się liczy ?
- Liczy się, liczy. On cię kocha. To było widac w jego oczach, jak na ciebie patrzył.
Niall otworzył oczy. Spojrzał na mnie i się cały rozpromienił. Rzuciłam mu się na szyję. Uścisnął mnie tak, jakbym mogła się zaraz rozpaśc. "Ale rozumiem go. - pomyślałam. - Nie chce, żeby coś mi się stało".
Wtedy do pokoju wszedł lekarz.
- Panie Flowers - zwrócił się do taty. - Niestety pana córka będzie musiała zostac tutaj parę dni.
- Parę to znaczy ile ? - zapytał tata.
- Dwa, może trzy. - odpowiedział lekarz, a potem zwrócił się do mnie, wskazując na Nialla. - Jak rozumiem, ten chłopak to twój kolega.
- Ktoś więcej niż kolega - oznajmiliśmy jednocześnie.
- W takim razie - zwrócił się do Nialla. - Opiekuj się nią dobrze. Teraz będzie potrzebowała więcej uwagi niż przedtem. Przynajmniej przed dwa tygodnie. Ale mam nadzieję, że będziesz się nią zajmował dłużej.
- Tak, będę - odpowiedział Blondyn.
Cały czas byłam wtulona w jego ramię. Ale po chwili trochę się od niego odsunęłam, żeby spojrzec na swoich przyjaciół stojących za drzwiami.
- Czy mogę ich wpuścic ? - spytał doktor. - Nie mogą się doczekac, kiedy z tobą porozmawiają.
- Tak - odpowiedziałam.
Młody lekarz o niebieskich oczach i brązowych włosach, otworzył drzwi. Do pokoju weszli moi przyjaciele.
- Jak się czujesz ? - zapytał Louis.
- Dobrze - odpowiedziałam.
- To .. Nie zobaczymy cię przez parę dni ? - odezwał się Liam.
- Możecie do mnie przychodzic, kiedy będziecie chcieli.
- Carmen - Karolina podeszła do mnie. - Ja chciałam cię przeprosic.
- Nie masz za co mnie przepraszac.
- Mam. Przepraszam za to, że wtedy odwróciłam się od ciebie. W ogóle za wszystko. A zwłaszcza za Amandę.
- To nie twoja wina, że mnie uderzyła.
- Tak, to nie moja wina, że odebrałaś mi chłopaka - przy drzwiach stała Amanda.
Z tego, co było widac na jej twarzy, była z siebie zadowolona.
- Przecież ja cię nawet nie znam. - wtrącił Niall. - Jak mógłbym z tobą byc ? To jakiś absurd.
Amanda podchodziła powoli, ale pewnie. Tak jakby chciała mnie dobic.
- Wiesz co, Amanda ? - powoli wstałam, uważając na każdy ruch. - Może i wymachiwac rękami to ty umiesz, ale nic nie wiesz o biciu się. Ty całe życie spędziłaś w sklepach na oglądaniu ciuchów, a ja na boisku. Tam nieraz toczą się bijatyki. Myślisz, że czemu nie obroniłam się przed twoim ciosem ? Bo wiedziałam, że po nim nic mi nie będzie. Że wyląduję w szpitalu, ale będę się czuła lepiej niż kiedykolwiek. Ja się uodporniłam na tego typu uderzenia. Gdybym nie spędzała tyle czasu na boisku, już dawno bym się w grobie przewracała. Ale nie tylko dzięki grze przeżyłam. Przeżyłam dlatego, że mam dla kogo życ. Mam wielu przyjaciół, którzy mnie wspierają w trudnych chwilach. Mam też rodziców, którzy mnie potrzebują. Dla tych wszystkich osób, które tutaj widzisz, świat beze mnie byłby dla nich niczym. Nie istniałby. Tak samo byłoby, gdyby oni odeszli. Odeszłabym razem z nimi. Przy życiu trzymają mnie tylko przyjaciele i rodzina. Nic więcej. Gdyby nie oni, mnie nie byłoby na tym świecie.
- To się zmieni - powiedziała pewna siebie Amanda.
- Proszę, odejdź stąd - podeszłam do niej. - Nie chcę cię widziec.
Amanda wyszła z pokoju. Usiadłam na łóżku. Rozległ się dzwonek telefonu. Do taty ktoś dzwonił. Odebrał.
- Halo ? - powiedział do słuchawki. - Tak, to ja. Okey, już tam idę. Na razie.
Schował komórkę do kieszeni.
- Z pracy ? - zapytałam.
- Tak - odpowiedział. - Jest konferencja i muszę się na nią zjawic. Przyjadę jutro, bo na pewno już będziesz spała jak skończymy.
- Okey. Pa, tato.
- Pa, córciu.
Wyszedł, a za nim lekarz. W pokoju zapanowała cisza. Ponownie przytuliłam się do Nialla.
- Hej - odezwała się Karolina. - A może, tak dla zabicia czasu, opowiesz tą historyjkę o patologii, którą opowiadałaś w piątej klasie na lekcji ?
- Ciemne chmury - zaczęłam. - Deszcz leje. Dzieciak siedzi w pokoju. Ojciec pijany wściekły wraca do domu, a mały już płacze, bo dobrze wie, że dziś nie zaśnie. Bo tata będzie szalał ..
- Bił mamę - dokończyła za mnie zdanie Karolina.
- .. No właśnie - ciągnęłam. - Wiesz co ? Powiem ci tak jedno słowo szczerze. Taki mówi, że się zmieni, ale ja w to nie wierzę. No i gdzie ta policja, jak psychol dręczy swą rodzinę ? Przyjedzie, odjedzie, powie "Ja problemu nie widzę". No i jak ta kobiecina ma poradzic sobie sama, kiedy w domu pod jednym dachem masz takiego drania ? Dla niego nie ważne, czy to dziecko, czy kobieta. Katuje ich jak zwierzęta, to nie jest tandeta. A opieka potrafi reagowac szczerze w czasie. Zabiera dzieciaka z domu. Takie sytuacje znacie. Tylko szkoda, że nie wie, jak ta matka miała lekko, bo to, co przeżywała, to dosłownie istne piekło. On trafia do domu, tak zwanego Domu Dziecka, gdzie na życiowej drodze stoi kolejna poprzeczka. Bo nie wie, czy w tym życiu jest komuś potrzebny. Tak uczony, by na słabszych wyładowywac swe nerwy. Teraz zdaje sobie sprawę, że nie ma przy nim już mamy ... - do oczu napłynęły mi łzy. Wszyscy to zauważyli.
- Co się stało ? - zapytał Niall z troską w głosie.
- Zniszczona psychika dziecka - ciągnęłam. - O tym dzisiaj pogadamy. Szczerze, jak o tym słyszę, przechodzą mnie dreszcze. I wierzcie, mogę opowiedziec, co czuję. Jak przez złe wcyhowanie psychikę dziecka rujnujesz. Najpierw lata, tu i tam, potem wita zakład karny, a potem pętla na szyję i, dziękuję, człowiek martwy.
Wtedy rozkleiłam się na dobre. Wtuliłam twarz w ramię Nialla i płakałam.
- Przepraszam - wyszeptałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz